tag:blogger.com,1999:blog-71114377689235809442024-03-13T08:00:13.684-07:00W ostatnim dniu mojego życia...Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.comBlogger125125tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-7426239669099513132019-11-21T05:56:00.004-08:002019-11-21T05:56:57.502-08:00Dostałem mandat...za nieopłacony postój. Bardzo się zdziwiłem, ponieważ używam mobilnej płatności od dłuższego czasu. Zadzwoniłem do urzędu odpowiedzialnego za naliczanie tych opłat. Okazało się, że dzisiaj dwukrotnie korzystałem z opłacania parkingu przez Internet. Raz na samochód o rej. XXXXX FF, a drugi raz na YYYYY FF. Końcowe literki FF zmyliły moją uwagę za drugim razem. Spokojnie panu wytłumaczyłem, ze samochód XXXXX FF jest od dwóch tygodni w Bydgoszczy i nie mógł parkować w Szczecinie. Okazało się jednak, że nie ma możliwości anulowania tej kary. Pomyślałem: szkoda. Błąd może się zdarzyć każdemu. I oczywiście zapytałem w takim razie co z opłatą za samochód XXXXX FF, który na pewno dziś nie parkował w Szczecinie. Czy mogę ją odzyskać? Nie. No i przypomniałem sobie o sytuacji sprzed kilku miesięcy, kiedy omyłkowo na rachunku parafii znalazła się kilkunastotysięczna pensja jakiej osoby. Zrobiłem wtedy dochodzenie co i jak. I jak najszybciej oddałem te środki. Kierując się tylko ludzkim odruchem, a nie nakazem prawa. I naiwnie myślałem, że te odruchy mają wszyscy ludzie. Czy Strefa Płatnego Parkowania w moim mieście (Szczecin) może liczyć na pracowników, którzy zadbają o ludzką twarz tej instytucji? Obiektywnie patrząc dziś moje miasto miało opłacony parking dla samochodu, który stoi w Bydgoszczy i wymierzyło karę dla kierowcy, który pomylił się wybierając numer. Ile takich pomyłek się zdarza, w tramwaju, w pociągu (do którego się wsiądzie myląc perony). Dzięki Bogu nie wszędzie są tacy porządni urzędnicy jak SPP i czasami słysząc tłumaczenie poszkodowanego po prostu mu wierzą, na tzw. słowo. Rozmowa jest nagrana przez SPP.Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-14448572352057767422016-10-18T11:56:00.000-07:002016-10-18T11:56:25.138-07:00Spotkała mnie miła niespodziankaTą niespodzianką jest spotkanie z mamą i siostrą mojej byłej uczennicy. Nie byłoby w tym nic szczególnego gdyby nie fakt, że bardzo chcę tę osobę spotkać. Skąd to pragnienie? Wśród moich różnych drobiazgów zachowały mi się dwa listy uczniów. Była to praca jaką mieli wykonać na lekcję religii. List do Pana Jezusa z prośbą o pomoc w byciu Jego przyjacielem. Te dwa listy zostały napisane przed kilkunastu laty. Bardzo chciałem oddać je autorkom. Jedna z nich otrzymała go w Karmelu.Tam zaprowadziła ją droga przyjaźni z Panem Jezusem. Drugi jeszcze czeka w Piśmie Świętym na doręczenie. Już wiem, że wyszła za mąż i jest szczęśliwą mamą. Obydwie autorki przed laty były gorliwymi uczennicami i chrześcijankami. Czy zapisane przed laty słowa będą wciąż aktualną modlitwą? Czy słowa: "mogę z Tobą rozmawiać i opowiadać o wszystkim co mnie dręczy" będą mogły wyrazić to, co się dzieje dzisiaj? Mam nadzieję usłyszeć odpowiedź na te pytania.Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-69475298096723477652016-10-04T11:00:00.001-07:002016-10-04T11:00:38.370-07:00A ojciec zapłakał...To był dobry dzień. Jak zwykle lepszy od wczorajszego. Zastępstwo w szpitalu daje mi wiele okazji do kapłańskiego działania. Spowiadam zdecydowanie więcej w szpitalu niż w naszej parafii. Modlę się za chorych nakładając na nich ręce. Przychodzi mi też zdecydowanie częściej bronić wiary niż w codzienności parafialnego życia.
Najmocniej jednak przeżyłem odwiedziny siedmioletniej Agnieszki. To córka i wnuczka serdecznych gospodarzy z Nawrocka. Przed dwoma dniami trafiła do Szpitala z tragiczną diagnozą - guz w klatce piersiowej. To dziecko pewnie nie zdaje sobie do końca sprawy ze swojej sytuacji. Kilka tygodni temu przecież mama dawała jej syrop, który miał pomóc. Później jakiś doktor osłuchał, inny kazał zrobić zdjęcie. Ktoś zobaczył w płucach wodę. Ktoś skierował na tomografię. Jeszcze inny człowiek, jak najszybciej wysłał na onkologię. A tu "chemia", tlen, kroplówki, tabletki. To bardzo szybko jak dla tak małej dziewczynki. A szpital taki radosny, uśmiechnięte siostry, zabawne malunki w pokojach. Tak miło, jak na jakichś wczasach... I tylko ojcu łzy płyną, gdy bezsilny spogląda na chore dziecko. Przed rokiem przecież walczył z chorobą żony. Ale to silny gość. W końcu na imię ma Piotr - czyli skała. Może nasze łzy i zmówione "Zdrowaśki" otworzą niebo a promień miłosiernego Jezusa uleczy Agnieszkę. O to prosimy....
Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-90826618233498934782016-10-03T13:11:00.001-07:002016-10-03T13:11:35.611-07:00#czarnyprotestNie wziąłem w nim bezpośredniego udziału. Ale kilka razy w ciągu dnia myślałem o jego uczestniczkach. Jedna z myśli: Czy biorą w nim udział niedawni uczestnicy Marszów dla Życia? Pewny jestem, że kilka osób, które w niedzielę było na Eucharystii w poniedziałek w czarnych ubraniach ruszyło na miasto, albo przynajmniej po domu chodziło w tym stroju. Spośród wielu dzisiejszych moich rozmów przynajmniej trzy dotyczyły tematu zabijania dzieci nienarodzonych. Oczywiście moi rozmówcy nie używali takiego terminu. W rozmowach było wiele emocji. A ponieważ bardzo się wzajemnie szanujemy ostatecznie się nie pokłóciliśmy. Do tematu jeszcze powrócimy.
Mam osobisty dług do spłacenia w tym temacie. Dziękuję mojej śp. Mamie, że mnie urodziła. Że nie posłuchała głosów rozsądku, ale zaufała i powierzyła mnie Bogu. Nie wiem, czy Bóg jest ze mnie zadowolony. Mama nie doczekała mojej matury. Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-90125414837541189442016-10-01T06:46:00.002-07:002016-10-01T06:46:17.209-07:00Nabiegałem się po szpitaluPo zakończonym dniu skupienia dla wspólnoty Bóg jest Miłością znalazłem chwilę, aby podjechać do szpitala i odwiedzić jedną z chorych parafianek. Widzieliśmy się pięć dni temu. Wtedy znajdowała się na oddziale intensywnej opieki. Z powodu podłączonych rur nic nie mogła powiedzieć. W czasie rozmowy pokazała mi dwa palce. Było jej bardzo przykro, bo nie mogłem zrozumieć, o co jej chodzi. Dopiero po jakiejś chwili zobaczyłem na sąsiednim łóżku czarny worek. W tym dniu to już druga osoba zmarła obok niej. Pewnie dlatego też przez te dni myślałem, czy jeszcze się zobaczymy. Ku mojemu zaskoczeniu dzisiaj już nie była na tym oddziale. Kardiologia... kardiochirurgia... nie dosłyszałem dokładnie nazwy oddziału i rozpocząłem poszukiwania. Oczywiście razem na Panem Jezusem zwiedziliśmy kilka oddziałów. Po drodze pobożne małżeństwo poprosiło o Komunię świętą. Zaryzykowałem twierdzenie, że pewnie nie są ze Szczecina (bo tacy pobożni). I zgadłem. Przyjechali z Połczyna. Ale nie było czasu na dłuższe rozmowy. Moją poszukiwaną odnalazłem na ostatnim z możliwych oddziałów. Za to czekała mnie niespodzianka. Mogliśmy wreszcie porozmawiać. Bardzo dziś rano cierpiała. Prosiła Pana Jezusa o pomoc. I chyba przyszła, bo na jej twarzy zobaczyłem uśmiech. Pomimo reżimu sanitarnego uściskałem ją serdecznie i pozostawiłem razem z Panem Jezusem w sercu.Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-74223662524182632702016-09-26T13:01:00.001-07:002016-09-26T13:01:49.316-07:00Spotkałem Bartłomieja GarellegoW ostatnią sobotę miałem możliwość odwiedzenia więzienia w Goleniowie. Jak to więzienie - niezbyt ciekawe miejsce. Dziś spotkałem syna jednego z osadzonych w tym więzieniu. Jest uczniem jednego ze Szczecińskich gimnazjów. Poznaliśmy się w tramwaju nr 4, którym wracałem z kapłańskiej posługi w szpitalu na Pomorzanach. Mój młody rozmówca po wymianie kilku zdań jeszcze na przystanku usiadł potem obok mnie we wspomnianym tramwaju. Rozmowa chociaż krótka była bardzo szczera. Z każdej oczywiście strony. Bez większych emocji opowiadał o życiu w rodzinie zastępczej, ojcu siedzącym w więzieniu i matce, o której nie wie, gdzie jest. Nie planowałem tego spotkania, trochę się spieszyłem, ale przecież tramwaj tak już szybciej nie pojedzie. Pomyślałem o księdzu Bosko i jego spotkaniu z Bartłomiejem Garellim. W tym młodym człowieku kryło się zaufanie do mojej sutanny, jak do sutanny księdza Bosko. Czy takie krótkie spotkanie może coś zmienić w życiu tego młodego człowieka? Nie wiem. Ale w moim sercu coś się zmieniło. Tak trochę jak u księdza Bosko. Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-57274687202606235942016-09-25T09:50:00.001-07:002016-09-25T09:50:56.191-07:00Każdy ma swojego patronaCzasami podczas mszy świętej dla dzieci zaskakują ich wypowiedzi. Niekiedy mam wrażenie, że dzieci specjalnie mówią jakieś "głupoty", aby sprawić radość dorosłym. Dziś jednak było inaczej.
Niedawno rozmawiając z młodą dziewczyną - świadkiem Jehowy zarzuciła mi między innymi, że na katechezie posługujemy się jakimiś książkami a nie Pismem Świętym. Dlatego też dzisiaj podczas poświęcenia podręczników do religii dzieci pierwszokomunijnych chciałem zwrócić ich uwagę na teksty biblijne, które zawierają ich katechizmy. Losowo wybraliśmy tekst ze strony 62. Był to fragment pozdrowienia anielskiego, które zawiera się w Ewangelii wg. św. Łukasza. Na postawione pytanie, kto wypowiadał te słowa tylko nieliczne dzieci podniosły dłonie. A wybrana do odpowiedzi dziewczynka powiedziała, że Anioł. Jak miał na imię ten anioł? - odpytywałem dalej. Bez zastanawiania się odpowiedziała - Gabriel. A jak Ty masz na imię? - Gabrysia. I byłem miło zaskoczony. Może gdybym zapytał o Anioła, który walczył z szantanem to do odpowiedzi zgłosiłaby się jakaś Michalina? Dobrze znać swojego patrona. Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-48271064092226109782016-09-23T13:01:00.001-07:002016-09-23T13:01:51.805-07:00A Bóg pozostał jej wiernyŻeby nie było, że tylko o pieniążkach w główce duchownego się kręci myśl.
Bóg dał mi łaskę, aby przygotować do spotkania z Nim stosunkowo młodą kobietę. Przed kilkoma dniami, zaraz po śniadaniu, pojechałem na wezwanie do szpitala do umierającej kobiety. Byłem szczęśliwy, że mogłem ją wyspowiadać i namaścić. Trzy dni później, akurat w czasie mojej wizyty ta osoba na tyle była silna, że mogła przyjąć odrobinę Najświętszego Sakramentu. Widziałem jej piękne oczy, które wypełniły się zainteresowaniem. Wtedy podsumowałem nasze spotkanie przypominając, że przyjęła wszystkie potrzebne w tym czasie sakramenty. Nie byłem w stanie powiedzieć, że jest już przygotowana na śmierć. Dziś jej bliscy zgłosili się, aby przygotować jej uroczystości żałobne. Bóg wziął ją do siebie w dniu spotkania w Eucharystii. Teraz jej oczy widzą Tego, którego przyjęła w Komunii Świętej. A ja po raz kolejny zobaczyłem wierność Boga, który daje każdemu szansę na pojednanie się z Nim.Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-66332455070909816512016-09-23T12:48:00.000-07:002016-09-23T12:48:11.451-07:00... nie stracilem nadziei.Podtrzymywanie nadziei wbrew wszelkim okolicznościom - to jedno z trudniejszych zadań osób konsekrowanych. A co dopiero powiedzieć o tym, aby o tę nadzieję zawalczyć we własnym sercu. Wczorajszy dzień wystawił na próbę moją nadzieję związaną z budową naszej świątyni. Wszystkie optymistyczne perspektywy stanęły pod mocnym znakiem zapytania. Jak nie wiadomo, o co chodzi to chodzi o pieniądze. Jak bohater przypowieści Chrystusa usiadłem ze współbraćmi, aby policzyć, czy można przyjąć do realizacji kolejny, znaczący etap budowy. I nie wyglądało to ciekawie. Ale... w końcu przyszedł ten dzisiejszy, dobry dzień. Spotkanie z życzliwymi ludźmi, którzy pomogli spojrzeć na zaproponowaną nam ofertę kontynuacji prac. I jakieś światło się zapaliło. Nadzieja wróciła. Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-71490951778127985232016-09-22T09:47:00.000-07:002016-09-22T09:47:47.189-07:00Wracam do pisania...... bo czuję taką potrzebę. :) Z tego ostatniego dnia mojego życia po raz kolejny będę wydobywał niekoniecznie najważniejsze wydarzenia. Ponieważ "rzeczy zapisane" pozostają, więc chciałbym, żeby coś pozostało. Plan jest taki, aby kiedyś do tego powrócić i uśmiechnąć się. Tak jak teraz pojawia się uśmiech na twarzy, gdy czytam poprzednie wpisy. Nie będę się rozpisywał, aby w przyszłości nie tracić zbyt wiele czasu. A zatem do dzieła.Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-59558592595764338102016-03-12T12:30:00.004-08:002016-03-12T12:30:51.461-08:00Nie pojechałem do Gniezna... ani do Bydgoszczy.Właśnie przeczytałem kilka zdań refleksji z gnieźnieńskiego zjazdu, których autorem jest zaprzyjaźniony dominikanin. Trochę mi żal, że mnie tam nie ma. I zazdroszczę (tak po chrześcijańsku) tym szczęśliwcom, którym udało się tam dotrzeć.
W ciągu dnia myśl też uciekała do Bydgoszczy, tam był pogrzeb księdza Bernarda Duszyńskiego sdb. Przez rok był moim dobrym dyrektorem. Wtedy świeżo powrócił z misji. Mam w pamięci kilka prostych zdań w języku arabskim, których nauczyłem się przez ten pamiętny rok.
W zamian otrzymałem dziś radość przeżycia dwóch interesujących skupień. Pierwsze u Misjonarek Miłości. Już na początku wspomniałem zamordowane w Jemenie ich współsiostry. Tam towarzyszył im salezjanin, którego uprowadzono. Adresatkami mojej posługi nie były same siostry, ale objęte przez nie opieką rodziny - głównie kobiety z dziećmi.... I był z nami Chrystus.
Drugie skupienie to kolejne spotkanie małżeńskie. Dziś z posługą słowa i modlitwy przyjechał misjonarz Przymierza Miłosierdzia Luis. Wraz z nim odwiedził nas diakon Andrzej - Polak z Białorusi. I też był z nami Chrystus. Tak chyba najprościej można streścić obydwa wydarzenia.
Dobry był ten dzień.
Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-49400276163029904882016-02-06T07:42:00.002-08:002016-02-06T07:42:50.565-08:00Aśka wie najlepiejWychodząc dziś z kościoła na chwilę zatrzymałem się spoglądając na rozgrywający się mecz. Mamy tu taką atrakcję, że teren przy kościele jest piękną trybuną, w dodatku darmową. Zwłaszcza teraz zimą, gdy nie ma żadnego liścia na drzewach można dokładnie obserwować mecz. Nie wiem, kto z kim grał. Trochę naszukałem się sędziego w tym meczu. Tym razem ubrany był na zielono. Spostrzegawczością nie zgrzeszyłem. Ale nie tylko ja słabo widziałem. Przez kilka chwil żadnej z drużyn nie udało się poprawić wyniku meczu. No cóż poszedłem dalej. W pewnej odległości dostrzegłem mężczyznę - ojca z dzieckiem. Kilkuletnią dziewczynkę trzymał mocno za rękę. Przywitałem ich serdecznie i wtedy dostrzegłem, że dziecko ma kłopoty z chodzeniem. To nie było jedyne jej ograniczenie. Chwila rozmowy. Dziewczynka nie odpowiedziała na moje pytanie o imię. Przedstawił ją tato. Asia nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi. Przez cały czas trzymała się taty i kręciła we wszystkie możliwe strony. Coś tam sobie mruczała, ale nie były to słowa. Gdy nasza rozmowa się przedłużała nieśmiało wyciągnąłem rękę w kierunku dziecka. Tym razem uścisnęła moją dłoń. W nagrodę za błogosławieństwo na jej czole otrzymałem krótkie spojrzenie w moje oczy. I tyle. Asia nie ma rodzeństwa. Rodzice boją się, że może kolejne dziecko też przejdzie ciężkie choroby. Asia niestety nie ma nic do powiedzenia. Czasami proponuję spotykanym jedynakom, aby modliły się o braciszka albo siostrzyczkę. Oczywiście wtedy, kiedy wiek i zdrowie rodziców rokują możliwość realizacji takiej modlitwy. Z Aśką trudno było o tym pogadać. Ale ona chociaż nie mówi to wie najlepiej, że byłoby jej radośniej i łatwiej żyć, gdyby miała siostrę lub brata. Rodzice wyślą ją w przyszłość, która ma na imię samotność. Aśka chyba nie zacznie już mówić, bo i co ma powiedzieć, jeżeli jej i tak nikt nie posłucha i nie zrozumie. Ale ona wie najlepiej. I mi też coś "powiedziała". Dobrze, że ją w tym dniu spotkałem. Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-45890620231418233542015-10-30T11:02:00.001-07:002015-10-30T11:02:33.708-07:00Narodziła się nowa tradycjaNie jestem jeszcze święty. I czasami zdarza się, że coś mnie denerwuje. Tak jest z pewnym pogańskim zwyczajem, którego nawet nie mam ochoty tutaj nazywać. Człowiek potrafi wiele wymyślić, aby ukryć swoją głupotę. Zabawę z tym, o którym Pan Jezus powiedział, aby się z nim nie bawić można nazwać poznawaniem różnych kultur. Takie wytłumaczenie usłyszałem dzisiaj rano w zaprzyjaźnionej szkole. Serce mi pęka. Bogu ducha winne dzieciaki poprzebierane za wiedźmy i diabły z ogonami. Czy ta "znajomość" kultury musi być aż tak mocno doświadczana. Może by wystarczyło pokazać jakieś zdjęcia obcych naszej kulturze ludzi, którzy biegają na cmentarze, aby się tam wygłupiać. Po co się przebierać? Dobrze, że ci którzy uczą tej "niby kultury" nie nauczają dzieci o grzechach głównych. Wstydzę się myśleć, co by się działo.
Za to wieczorem z grupą dzieci, przebrani za świętych i błogosławionych, wyruszyliśmy na osiedle z niespodzianką. Otoczyliśmy modlitwą kilka bloków. Nasze światełka spotkały się ze zdziwieniem niektórych przechodniów. A do tego śpiew i radość dzieciaków. Tak się narodziła nowa tradycja. Z naszej kultury i polskiej tradycji. Wracając do domu podsłuchałem rozmowę dwóch chłopców. Uczestnik marszu wszystkich świętych chwalił się, że chodził po ulicach miasta w niezwykłym pochodzie. Tradycja się narodziła i ma już swoich gorliwych zwolenników. I ja też o drobinę do nieba się zbliżyłem.Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-19256672481800775022015-09-24T06:34:00.000-07:002015-09-24T06:34:33.257-07:00Ksiądz Bosko przysłał młodzieżNa chwilę w drodze do kancelarii zatrzymałem się przed wizerunkiem Księdza Bosko. To chyba najbardziej popularny obraz w naszej salezjańskiej prowincji. Po raz kolejny odkryłem ten charakterystyczny uśmiech. I ten uśmiech zatrzymał mnie na kolejną chwilę modlitwy. Za kogo może modlić się salezjanin...? Bardzo się zdziwiłem, gdy po chwili siedząc w kancelarii usłyszałem gwar w kościele. To klasa z pobliskiego LO 6 wraz z panią katechetką odwiedza pobliskie świątynie. Zupełnie spontanicznie dochodzi do spotkania. Nie mogłem im nie powiedzieć, że są darem od Księdza Bosko, którego przed chwilą prosiłem, aby przysłał nam młodzież. To spotkanie wlało tak wielką łaskę do mojego serca, i sprawiło tyle radości. Nie wiem, czy zapamiętają cokolwiek z życiorysu Księdza Bosko lub z informacji o naszym Zgromadzeniu. A może utkwi im w pamięci wizerunek uśmiechniętego kapłana - tego na obrazie i obok niego :)
P.s. Nie mogłem nie "odpalić" ponownie bloga. Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-1753138004181747682014-05-12T09:32:00.001-07:002014-05-12T09:32:58.243-07:00Męska decyzjaZ dniem dzisiejszym kończę moją twórczość w ramach refleksji pt. W ostatnim dniu mojego życia. W dalszym ciągu będę dni, które mi Bóg daje przeżywał, jak ostatnie w życiu.(...)
Tak się stało bo zrodził się nowy pomysł, na nowy blog: Już nie pamiętam, kto mi to powiedział...Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-1020598936164773272014-03-15T09:48:00.000-07:002014-03-15T09:48:27.108-07:00Zaproszenie na EucharystięTroszkę się rozleniwiłem. I wcale nie dlatego, że nie było o czym pisać w tym ostatnim dniu.
Chciałbym napisać o niezwykłej Mszy świętej. W zakrystii sióstr misjonarek miłości są słowa przypominające kapłanom, aby odprawiali Mszę świętą tak, jakby była pierwszą w ich życiu. Ale to nie wszystko, maja ją sprawować w ten sposób, jakby to była ostatnia w ich życiu liturgia. No i w końcu trzecia porada: jakby była jedyną Mszą.
Słowa te mogłem przeczytać ponieważ siostry zaprosiły mnie do siebie na Mszę świętą. I nie tylko, żebym był, ale również, żebym jej przewodniczył. Mały szczegół: po angielsku. Nie zdarza mi się to często... ostatni raz chyba w Irlandii kilka lat temu. Ale daliśmy radę.
Pewnie bym się nie zgodził i wymówił. Mam w końcu co robić w swojej parafii. Ale akurat zaproszenie od sióstr poprzedziła wizyta dwóch bezdomnych: Marcina i Piotra. Chcieli coś do jedzenia. Ale nie mieli również nic przeciw, aby najpierw trochę popracować. Zbieraliśmy śmieci wokół kościoła. Przepraszam, w sporej odległości od kościoła, bo przy kościele to brat Jan już wszystko sprzątnął. Już prawie kończyliśmy, gdy zadzwoniły siostry. Popatrzyłem na Marcina i Piotra i się zgodziłem. Bo przecież takim, jak oni służą właśnie siostry.
Jakby nie było Eucharystia była w centrum. W Centrum pomocy drugiemu i w centrum wspólnoty, która odpowiada każdego dnia na słowo Chrystusa: "Pragnę". Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-7434251961287953412014-02-18T08:50:00.000-08:002014-02-18T08:50:04.571-08:00Wymarzona Msza świętaŻadna Msza święta nie jest zwykła. Ale ta rzeczywiście była niezwykła. Poprzedziła ją przesłana przez Przyjaciela z wileńszczyzny wiadomość o możliwości odprawienia Mszy świętej w języku polskim w wileńskiej katedrze.
W rodzinnym albumie mam takie zdjęcie z 1939 roku, na którym moi dziadkowie wychodzą ze wspomnianej katedry. Babcia odświętnie ubrana, bo przecież to w końcu podróż poślubna. I choć na niebie już snuł się już mrok wojny to nowożeńcy płoną szczęściem. Myślę, że to nie tylko był dar ich miłości, ale także prezent od Jezusa obecnego w Eucharystii.
To dlatego moim marzeniem było odprawienie Mszy świętej w tej świątyni.
Organizacji Mszy świętej podjął się Pan Tadeusz, nie ten od Mickiewicza, ale nie mniej znany i lubiany przez salezjanów. Nie było za wiele czasu. Niektórych zaproszenie poważnie zaskoczyło i nie byli w stanie przyjechać. Ale kilkanaście osób o godzinie 9.00 rozpoczęło wspólną modlitwę w kaplicy świętego Kazimierza Królewicza. Było tam coś z "szaleńczych" zachowań polskiego księcia. Rafał przeczytał pierwsze czytanie, a Justyna zaśpiewała psalm. Ksiądz Darek przeczytał Ewangelię. A ja... połknąłem kilka łez. Przyszedł tam do nas Zmartwychwstały, tak jak do rozmodlonego Kazimierza. Przyszedł dać nadzieję, umocnić wiarę i rozpalić miłość w naszych rodzinach. Srebrna trumna, kryjąca prochy świętego, przypominała o potrzebie modlitwy za zmarłych. Ich nadzieja się spełniła, wiara stała się oczywistością, tylko w miłości możemy jeszcze się doganiać.
To był naprawdę dobry, ostatni dzień.Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-40669893869019045362014-01-11T21:58:00.001-08:002014-01-11T21:58:21.295-08:00Hej kolęda, kolęda nowa.Lubię śpiewać kolędy w czasie wizyty duszpasterskiej. Także i tym razem pomyślałem o popularnym śpiewie: Dzisiaj w Betlejem. Po słowach powitania, w gronie domowników zostałem rozpoznany przez uczestniczkę jednego z ubiegłorocznych kursów przedmałżeńskich. Rodzina wielopokoleniowa. Już nie długo, bo najmłodsza odrośl ma zaawansowane plany małżeńskie. Pierwsza wymiana zdań na "połamanie lodów" zakończyła się radością wszystkich. Wtedy zaintonowałem wspomnianą kolędę. Rodzina rozśpiewana, więc od samego początku troszkę się wyciszyłem, ale nie na długo. Uśmiechnięta domowniczka z wielkim przejęciem odśpiewała: "dzisiaj w Betlejem, dzisiaj w Betlejem, wesoła rodzina". To zakończenie pierwszej strofy tak bardzo pasowało do klimatu naszego spotkania. Z pewnością w Betlejem też nie brakowało radości. Ale powodem Jej była przede wszystkim właśnie ta "wesoła nowina".
Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-18171152168296150482014-01-04T23:37:00.000-08:002014-01-04T23:37:15.631-08:00Z "Kibolami" na Jasnej GórzeWarto było tam być. Kilka tysięcy ludzi w różnym wieku. Z kilkudziesięciu miast i jednocześnie stanowiących kilkadziesiąt środowisk kibiców w tych miejscowościach. Z wieloma znamy się od lat. To już szósta pielgrzymka. Piękne kazanie powiedział ksiądz Jarek (Jarosław Wąsowicz sdb). Mogłem mu osobiście zaklaskać. Wiele mocnych słów: walka, zdrada, męczeństwo. I wszystkie ewangeliczne, bo w końcu głoszone przez kapłana a nie agitatora politycznego.
Po Mszy świętej poświęcenie barw klubowych oraz patriotyczny wykład. Wypełnione po brzegi audytorium z zapartym tchem słuchało historii Powstania Warszawskiego. "Bóg, honor i ojczyzna" - ten okrzyk nie ostatni raz zabrzmiał w tym dniu.
Nie jestem wielkim fanem piłki nożnej, ale jestem wielkim fanem kibiców. Tych z Pogoni, Lechii, Wisły, Ruchu, Górnika, Legii, Dębu (Dębno) i innych. I jak fanatyczny kibol, będę ich bronił. Nie chcę ich ogłaszać świętymi, ale też nie mogę się zgodzić na ich potępienie. Ci z Jasnej Góry to w końcu moi bracia i siostry - Dzieci Boże, które może niekiedy są brudne, poturbowane przez życie, czy poranione. Ale Dzieci Boże. Ich życie to nasza sprawa i sprawa Boża.Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-3593930558493815372014-01-03T09:36:00.001-08:002014-01-03T09:36:26.735-08:00Na szczecińskim cmentarzu pokorni rodziceDziś byłem tam dwa razy. Pierwsze pożegnanie w gronie pięciu osób. Pogrzeb bliźniąt, noworodków. Maleńka trumna skryła dwa skarby zakochanych rodziców. Z wielką pokorą pogodzili się z niespodziewanymi narodzinami i śmiercią swoich dzieci. Kartki w ceremoniarzu się posklejały. Od mrozu? Może. Gdy śpiewałem: "Wierzę w Ciebie, Boże Żywy" słoneczne promienie oświeciły biały krzyż. Zrobiło się jasno, jak w poranek zmartwychwstania.
Drugi pogrzeb. Wielki tłum. Lekko ponad setka ludzi. Tutaj także w centrum rodzice żegnający jedynego syna, który skończył czterdzieści dwa lata. Ból rozstania pogłębiły niewyjaśnione okoliczności jego śmierci. Ale i oni z pokorą przyjęli kolej losu. I może się modlą o to, aby się okazało, że w trumnie ich syna jest ciało tylko ofiary, a nie także zabójcy. Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-73828184342343132782013-12-29T09:36:00.000-08:002013-12-29T09:36:39.101-08:00Zaskoczenie na amboniePrzez pierwsze lata kapłańskiej posługi wszystkie kazania starałem się wcześniej napisać. Zwłaszcza takie uroczyste, ważne. O rekolekcjach to już nie wspomnę. Teraz zdarza się to już rzadziej. Przez szacunek dla wydarzenia jakim był pogrzeb śp. Stanisławy wydrukowałem tekst kazania na kartkach. Bezpośrednio przed liturgią ks. Kazimierz przekazał mi jeszcze kilka istotnych informacji o życiu swojej mamy. Wszystko pięknie poprawiłem i wydrukowałem. Niepotrzebne strony podarłem. Bardzo się zdziwiłem, gdy po Ewangelii zajrzałem do moim kartek i ... brakowało pierwszej strony. Została podarta. Były za to dwie drugie... Przez moment zastanawiałem się co było na tej pierwszej stronie... Nie było łatwo. Na mojej szczęście uczestnicy pogrzebu wcale nie oczekiwali szybkiego rozpoczęcia. Liturgia była tak podniosła, że na te pierwsze słowa mogli trochę poczekać. I poczekali.
Jak to jest ważne, aby się przygotować do pogrzebu. Nawet, gdy już myślimy, że jesteśmy przygotowani, to może się okazać, że śmierć będzie zaskoczeniem.Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-26938810232335420602013-12-13T13:54:00.001-08:002013-12-13T13:54:36.712-08:00Prezent do MikołajaTak musi pozostać. Mikołaj znów zgarnie całą falę serdecznych emocji wywołanych przez wymarzony upominek. A wszystko zaczęło się w Mierzynie na niedzielnej Mszy świętej. Służyłem tam pomocą duszpasterską. Akurat w tym dniu lokalne wspólnoty rozpoczęły akcję przygotowywania świątecznych paczek dla potrzebujących. Każdy z wiernych mógł wylosować los z określonym prezentem, który następnie powinien zakupić i przekazać organizatorom. Oni z kolei przekażą paczki potrzebującym. Wyciągnąłem los z koszyka marzeń. Bałem się, że może być np. telewizor plazmowy lub samochód osobowy. Na moje szczęście trafiło mi się marzenie dziewięcioletniego chłopca, który zapragnął markowych klocków do zabawy. Dziś w końcu zrealizowałem moje zobowiązanie. Najpierw szukałem takiego sklepu. W hurtowni, która nie prowadziła takich zabawek, zdobyłem telefon do właściciela odpowiedniego sklepu. Poszedłem pieszo. 20 minut w jedną stronę. Oj nie było łatwo wybrać zabawkę. Znałem tylko wiek szczęściarza. A oferta sklepu przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania.
Pani w kwiaciarni starannie przygotowała paczkę. I zdążyłem ją już przekazać. Nie wiem, czy się spodoba. Nie włożyłem paragonu, więc nie ma możliwości wymiany. Gdyby się jednak okazało, że prezent był "nie trafiony" to i tak dostanie się świętem Mikołajowi, że się nie doczytał w chłopięcych marzeniach.Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-85569131689917326422013-12-10T08:11:00.000-08:002013-12-10T08:11:44.975-08:00Nie taki anioł strasznyJedno z dzisiejszych spotkań podsumowałbym takim stwierdzeniem: nie taki Sawka straszny, jak się maluje. Do spotkania wcale nie doszło na neutralnym ideowo terenie. Nie był to też ani konfesjonał, ani kościelna zakrystia. Miejsce spotkania jeden z nas z pewnością mógłbym nazwać swoim domem. Bo jak w domu wiszą zdjęcia "krewnych i znajomych", tak i tam nie brakowało obrazów. A jednak wychodzi na to, że to ja na tych obrazach mogłem odnaleźć wielu moich znajomych - księży. Widziałem ich, co prawda pierwszy raz (nie licząc wcześniejszych wizyt) i nie mam do końca pewności, czy w ogóle ich ktoś kiedykolwiek widział w rzeczywistości. Może żyją tylko w wyobraźni artysty. Mam nadzieję, że moja skromna postać nie stanie się kolejną muzą - natchnieniem dla jakieś szyderczej karykatury. W prezencie otrzymałem kalendarz w kopercie z ekslibris-em ponoć ulubionym. Sam nie zauważyłem, czy pan Henryk namalował najpierw rogi, czy małą aureolę nad głową swej postaci. I tak wyprzedził marketingowy szał do diabolizowania dekoracji głowy. Sprzedawcy rogów i ogonów nie pomyśleli, że może nad nimi zawisnąć aureola. Panowie diabły, rogi z głów, święty Sawka nadchodzi. Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-5016048220323460182013-12-10T06:45:00.005-08:002013-12-10T06:45:49.970-08:00Nie wziąłem złota na wotaAle najpierw wziąłem. Złoty różaniec ofiarowany jako wotum dla Wspomożycielki Wiernych. Historia tego różańca łączy w sobie szczerozłote dwie obrączki. Po śmierci męża Anna zdecydowała, aby przemienić małżeńskie krążki na różaniec. Od dziś będzie on przypominał o jej miłości tym, którzy dostrzegą go przy obrazie Maryi. I będzie mówić o Jednej Miłości - do Boga i człowieka.
To się wydarzyło już kilka dni temu. Pewnie bym puścił to w niepamięć, gdyby nie małżeństwo, które chciało oddać jako wotum swoje małżeńskie obrączki. Od razu odmówiłem. Może kiedyś, gdyby kogoś miało zabraknąć w tym świecie. Ale na pewno nie teraz. I nie ma znaczenia, że stał się cud, że wyniki badań rokują pozytywnie na przyszłość rodzinnego życia. Te obrączki mają swoje dobre miejsce. Męża obrączka na dłoni żony, a jej obrączka na palcu małżonka. Skorzystałem z tej okazji, aby o tym przypomnieć, że noszone przez nich obrączki zostały im ofiarowane. I w takim sensie nie są ich.
Może dlatego w niejednym małżeństwie jest mała afera, gdy żona spostrzega brak obrączki na dłoni męża. Stwierdza po prostu zaginięcie swojej własności. :)Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7111437768923580944.post-70050630222198862092013-11-28T08:09:00.000-08:002013-11-28T08:11:33.919-08:00Mól i rdza niszczy, a złodziej kradnie...Kolejna kradzież. Złodziej nawet nie wiedział, że najcenniejszą ukradzioną rzeczą wcale nie była spawarka. Był nią choćby ten "święty spokój" i poczucie bezpieczeństwa, że wszystko jest pod kontrolą. Ukradł jeszcze dwie godziny przeglądania monitoringu. A to na czym mu najbardziej zależało w końcu porzucił pod płotem, bo nie miał siły jej przerzucić. Na pocieszenie wieczorem moje oczy odnalazły w Piśmie świętym słowa o molu, rdzy i złodzieju. "Gromadźcie sobie skarby w niebie".
Ten złodziej dobrze się wpisał w atmosferę ostatnich dni roku liturgicznego. Nasze skarby są w niebie, nie na ziemi.
Ale w sumie to złodziej też w końcu mógłby zacząć gromadzić sobie skarby w niebie, a nie przez płot...
Jak się spotkamy to mu to powiem.Mariusz Wencławek sdbhttp://www.blogger.com/profile/17535597867632042232noreply@blogger.com0