środa, 26 grudnia 2012

Kolędowaliśmy z dziećmi przy żłóbku.

Nie wiem, jak ten chłopczyk w końcu miał na imię. "Jurek" czy "Julek"? Trochę się krępowałem po raz kolejny go pytać. "Jaką kolędę chcesz, chłopczyku, zaśpiewać?" Cicha noc po angielsku. Po wersji angielskiej mały "Jurlek" okazał się poliglotą. Przyszła wersja niemiecka. Zapytany, w jakim języku w przyszłym roku zaśpiewa. Skromnie odpowiedział: "Nie wiem".
Dzieci ratują klimat tych Świąt. A najbardziej to ratuje ten klimat Boże Dziecię.
Świadomość, że Bóg "wystartował" na tym świecie jako bezbronne dziecko powinna nam pomagać w bezpośrednim zwracaniu się do Niego. Z Nim jest możliwa komunikacja na każdym poziomie. Jezus rozumie zarówno wielkich intelektualistów, jak i często, zapatrzone w siebie, dzieciaki (nawet, gdy mają tytuły naukowe za pazuchą).

wtorek, 25 grudnia 2012

To nie była pokuta

Jeżeli nie potrafisz zorganizować pracy dla innych to najprawdopodobniej sam ją wykonasz. Dla mnie to już chleb powszedni. Oczywiście nie chcę się chwalić, co robiłem w Wigilię. Umówiliśmy się z panią Krysią (tą od kwiatów) na sprzątanie kościoła. Po niedzielnych Mszach było trochę piasku, który trzeba było zmieść. Co pewnien czas przychodził ktoś, aby "nabyć" opłatek. Zdarzały się też jeszcze spowiedzi. Przepraszałem penitentów, że nie jestem stosownie ubrany. Ale im również bardziej zależało na pojednaniu się z Bogiem, niż na podziwianiu mojej sutanny.
Z prośbą o spowiedź zwróciła się też pewna (stosunkowo) młoda pani. Tak trochę żartem poinformowałem ją, że musi mi uwierzyć, że jestem księdzem. I niech chwilę jeszcze poczeka przy konfesjonale, a ja tym czasem dokończę sprzątania. To czekanie nie trwało długo. Miała czas, aby się przygotować do spowiedzi. Po spowiedzi okazało się, że już są kolejne trzy osoby. Tych również przeprosiłem i pobiegłem po sutannę. Bo tym razem do spowiedzi przyszły dzieci, a im pewnie trudno byłoby zrozumieć, dlaczego spowiadają się u jakiegoś pana, a nie u księdza. Gdy wróciłem, ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłem z miotłą moją poprzednią penitentkę. Żartem rzuciłem, że dzisiaj, w Wigilię za pokutę otrzymuje się sprzątanie kościoła. Początkowo podejrzewałem Krysię, że w swojej życzliwości "nakłoniła" panią do pomocy. Późniejszy sms od Krysi wszystko wyjaśnił. To był zupełnie dobrowolny czyn tej pani.
No i proszę mi wierzyć, że takiej pokuty nie zadałem.
Wszyscy przychodzili, aby coś zabrać: opłatek, pojednanie z Bogiem. A ona zrozumiała, że może również coś dać. I już Jezus mógł się narodzić w jej sercu.

sobota, 22 grudnia 2012

Przeżyłem koniec świata

Pewnie znowu bym nie zwrócił uwagi na koniec świata, gdyby nie pewna pani. Nie miałem pojęcia, jak niektóre osoby zostały "zakręcone". Przypuszczałem, że nikt poważnie nie traktuje tych zapowiedzi. No może tylko ci, którzy spodziewali się otrzymać jakieś profity z nadchodzącego końca.
Pani, która przyczyniła się do mojego zainteresowania się końcem świata obdarzyła mnie gazetą. Ogólnopolskie czasopismo poświeciło kilka dużych stron, aby przybliżyć czytelnikom, co ich niebawem spotka, i jak mają się do tego przygotować.
Nie mogło zabraknąć powołania się na święte autorytety. Tym razem autor tych przepowiedni posłużył się Ojcem Pio oraz objawieniami (zjawieniami) Matki Bożej z La Salette. Wartość tych rzekomych prawd zweryfikował dzień po końcu świata. Równie dobrze słowa przestróg i zapowiedzi można było włożyć w usta jakiegoś polityka. Tylko tym niestety pewnie z założenia ludzie już nie wierzą. Bez względu, czy powiedzą coś o zielonej wyspie, czy o "przebiegunowaniu biegunów".
Ja trzymam się wersji Pana Jezusa: "Nikt nie zna dnia, ani godziny". A jeżeli ktoś twierdzi, że ją zna, lub potrafi przewidzieć, to z pewnością, albo przygotowuje się do następnych wyborów, albo nie ma co robić.

wtorek, 18 grudnia 2012

Prawość świętego Józefa

Ponoć tylko krowa nie zmienia poglądów. Człowiekowi może się to zdarzyć. Ale żeby takiem prawemu i sprawiedliwemu jak święty Józef? Nie można zarzucić mu przecież niedojrzałości, w której człowiek łatwo ulega zmianie nastroju i równie łatwo zmienia swoje stanowisko.
Dojrzały, prawy i sprawiedliwy Józef zmienia zdanie. I nie dlatego że wystraszył się anioła. Już tak był dobrze przestraszony stanem błogosławionym swojej małżonki, że nawet widok (choć tylko we śnie) go nie przeraził. Józef na tyle szybko zaczął działać i podjemować decyzje, że nie wysilił się, aby wcześniej pomyśleć. Anioł podaje mu odpowiedzi na pytanie, które w sumie sam powinien sobie postawić. Kim jestem? Kim jest Maryja? Kim jest to Dziecię, które się poczęło pod Jej sercem?
- Ty jesteś Synem Dawida... Maryja jest Twoją małżonką... a Dziecię poczęło się z Ducha Świętego, i bez wątpienia jest Święte.
Z takim argumentami trudno dyskutować, trzeba zmienić nawet najbardziej racjonalnie podjęte decyzje.
Ile decyzji, na każdym szczeblu (osobistym, wspólnotowym, czy narodowym) zapada bez refleksji ukazującej godność osób, który decyzje mają dotyczyć. Może nie było by sporu o in vitro, czy aborcję, gdyby osoby odpowiedziały sobie na pytanie: kim jestem? kim jest to dziecię?
Dziękuję tym, którzy bronili dziś życia, tutaj w Szczecinie. Święty Józef jest z was dumny.
A krowa i tak nie zmieni poglądów.

Roraty dla niedorosłych

Trzeba było mocno się rozglądać, aby wypatrzeć jakiegoś nieletniego na porannych roratach. O wiele łatwiej odnaleźć dorosłych na Roratach dla dzieci. Ale zdarzyło się, że wyglądający na niepełnoletnich młodzi ludzie pojawili się w naszej świątyni. Nie znam jeszcze wszystkich z 12 tys mieszkańców naszej parafii, więc się bardzo ucieszyłem. Niestety tylko jedna osoba jest z naszego, salezjańskiego terenu. Okazało się, że młodzież od początku Adwentu zajmuje się niezwykle interesującym zajęciem. Odwiedzają, nawiedzają. Może lepiej powiedzieć, że się modlą w różnych szczecińskich kościołach. Wiedzą jak, gdzie i o której rozpoczyna się ta maryjna Msza święta. Nasza parafia "wygrywa" najpóźniejszą godziną rozpoczęcia. Może "wygramy" również z propozycją gorącego kakao, które zawsze czeka w gotowości.
Czuję, że w przyszym roku zrobimy Roraty o 8.00, do tego śniadanko z gorącym kakao oraz możliwością poważnego pogadania lub pośmiania się. Zgodnie z salezjańska maksymą: z nami się można zbawić i zabawić.

Wszystkie polskie dzieci

Jeden z ulubionych moich filmów nosi tytuł "Wszystkie Niewidzialne Dzieci". Nie jedno spotkanie z młodzieżą, a szczególnie z animatorami było ubogacone tym filmem. Film stary (prawie jak starygrubas) i pewnie wielu znany. Ale co mają z nim wspólnego polskie dzieci?
Zabraknie pewnie sponsorów, aby nakreślić historię małych polskich dzieci, które są ofiarami różnych społecznych anomaliów.
Dobrych kilka lat temu poznałem 8-letnią Wiktorię, która jako jedyne polskie dziecko chodziła do irlandzkiej szkoły. Nikt jej nie rozumiał, ani koleżanki, ani nauczycielki. Silna była, więc jakoś sobie poradziła z tym wyzwaniem. Nie chciała być "kozłem ofiarnym", więc sama naśmiewała się z innych. Tylko nikt nie rozumiał, dlaczego się śmieje...
Wspomnienia związane z Wiktorią obudził spotkany niedawno chłopiec. Ronaldo (rodzice pewnie są fanami brazyliskiego piłkarza) niestety jeszcze nie umie mówić po polsku. I boję się, że się nie nauczy. Mieszka z rodzicami we Włoszech, a na chwilę przyjechał do polski. Pewnie na początku bardzo się zdziwił, że babcia i inne osoby z tego pięknego kraju mówią niezrozumiałym dla niego językiem.
No cóż trzeba się brać za włoski, angielski, norweski, szwedzki, niemiecki, francuski... , aby pogadać z polskimi dzieciakami.