piątek, 8 listopada 2013

Ślubowali do końca życia

To nie była zwykła para i ślub też nie mógł być zwykły. Aby złożyć sobie przysięgę małżeńską spotkali się, jak zwykle w domu. Kilka lat znajomości sprawiło, że nie musieli się zbytnio stroić. Panna młoda nie zdążyła założyć welonu i uszyć pięknej sukni. Pan młody też o garnitur się nie postarał. Przystrojeni w Boże Miłosierdzie, w obecności dorosłej córki i serdecznej sąsiadki wypowiadali te niby dobrze znane słowa. "Ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci". Panu młodemu łatwiej było to powiedzieć, był pierwszy. Pannie młodej słowa zatrzymały się w gardle. A może zbyt wiele łez popłynęło i na chwilę słowa w sercu się zatrzymały, aby tam nabrać siły i mocy. Łez było wiele. Pomieszały się. Szybko postępująca choroba nowotworowa nadała dynamiki temu co jeszcze nie tak dawno wydawało się dalszą przyszłością. Zdążyliśmy. Ceremonia zakończona. Pocałunek nowożeńców. Toast cukierkami z alkoholem. Gorzkie by były gdyby młodzi ich nie posłodzili. "Sto lat" odśpiewane. Tylko ten złośliwiec, dla oczu nie widoczny, nie rozumie sensu tej miłości, nie rozumie tej przysięgi. I pewnie wszystko niedługo popsuje. Ale nie odbierze radości małżeńskiego życia z Bożym błogosławieństwem. Właśnie lecą cenne jego sekundy, minuty i godziny. Lat pewnie nie będzie. Ale jak warto żyć dla jednego dnia, tak warto kochać dla jednej chwili. Dziękuję Bogu, że mogłem usłużyć tej miłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz