poniedziałek, 26 września 2016

Spotkałem Bartłomieja Garellego

W ostatnią sobotę miałem możliwość odwiedzenia więzienia w Goleniowie. Jak to więzienie - niezbyt ciekawe miejsce. Dziś spotkałem syna jednego z osadzonych w tym więzieniu. Jest uczniem jednego ze Szczecińskich gimnazjów. Poznaliśmy się w tramwaju nr 4, którym wracałem z kapłańskiej posługi w szpitalu na Pomorzanach. Mój młody rozmówca po wymianie kilku zdań jeszcze na przystanku usiadł potem obok mnie we wspomnianym tramwaju. Rozmowa chociaż krótka była bardzo szczera. Z każdej oczywiście strony. Bez większych emocji opowiadał o życiu w rodzinie zastępczej, ojcu siedzącym w więzieniu i matce, o której nie wie, gdzie jest. Nie planowałem tego spotkania, trochę się spieszyłem, ale przecież tramwaj tak już szybciej nie pojedzie. Pomyślałem o księdzu Bosko i jego spotkaniu z Bartłomiejem Garellim. W tym młodym człowieku kryło się zaufanie do mojej sutanny, jak do sutanny księdza Bosko. Czy takie krótkie spotkanie może coś zmienić w życiu tego młodego człowieka? Nie wiem. Ale w moim sercu coś się zmieniło. Tak trochę jak u księdza Bosko.

niedziela, 25 września 2016

Każdy ma swojego patrona

Czasami podczas mszy świętej dla dzieci zaskakują ich wypowiedzi. Niekiedy mam wrażenie, że dzieci specjalnie mówią jakieś "głupoty", aby sprawić radość dorosłym. Dziś jednak było inaczej. Niedawno rozmawiając z młodą dziewczyną - świadkiem Jehowy zarzuciła mi między innymi, że na katechezie posługujemy się jakimiś książkami a nie Pismem Świętym. Dlatego też dzisiaj podczas poświęcenia podręczników do religii dzieci pierwszokomunijnych chciałem zwrócić ich uwagę na teksty biblijne, które zawierają ich katechizmy. Losowo wybraliśmy tekst ze strony 62. Był to fragment pozdrowienia anielskiego, które zawiera się w Ewangelii wg. św. Łukasza. Na postawione pytanie, kto wypowiadał te słowa tylko nieliczne dzieci podniosły dłonie. A wybrana do odpowiedzi dziewczynka powiedziała, że Anioł. Jak miał na imię ten anioł? - odpytywałem dalej. Bez zastanawiania się odpowiedziała - Gabriel. A jak Ty masz na imię? - Gabrysia. I byłem miło zaskoczony. Może gdybym zapytał o Anioła, który walczył z szantanem to do odpowiedzi zgłosiłaby się jakaś Michalina? Dobrze znać swojego patrona.

piątek, 23 września 2016

A Bóg pozostał jej wierny

Żeby nie było, że tylko o pieniążkach w główce duchownego się kręci myśl. Bóg dał mi łaskę, aby przygotować do spotkania z Nim stosunkowo młodą kobietę. Przed kilkoma dniami, zaraz po śniadaniu, pojechałem na wezwanie do szpitala do umierającej kobiety. Byłem szczęśliwy, że mogłem ją wyspowiadać i namaścić. Trzy dni później, akurat w czasie mojej wizyty ta osoba na tyle była silna, że mogła przyjąć odrobinę Najświętszego Sakramentu. Widziałem jej piękne oczy, które wypełniły się zainteresowaniem. Wtedy podsumowałem nasze spotkanie przypominając, że przyjęła wszystkie potrzebne w tym czasie sakramenty. Nie byłem w stanie powiedzieć, że jest już przygotowana na śmierć. Dziś jej bliscy zgłosili się, aby przygotować jej uroczystości żałobne. Bóg wziął ją do siebie w dniu spotkania w Eucharystii. Teraz jej oczy widzą Tego, którego przyjęła w Komunii Świętej. A ja po raz kolejny zobaczyłem wierność Boga, który daje każdemu szansę na pojednanie się z Nim.

... nie stracilem nadziei.

Podtrzymywanie nadziei wbrew wszelkim okolicznościom - to jedno z trudniejszych zadań osób konsekrowanych. A co dopiero powiedzieć o tym, aby o tę nadzieję zawalczyć we własnym sercu. Wczorajszy dzień wystawił na próbę moją nadzieję związaną z budową naszej świątyni. Wszystkie optymistyczne perspektywy stanęły pod mocnym znakiem zapytania. Jak nie wiadomo, o co chodzi to chodzi o pieniądze. Jak bohater przypowieści Chrystusa usiadłem ze współbraćmi, aby policzyć, czy można przyjąć do realizacji kolejny, znaczący etap budowy. I nie wyglądało to ciekawie. Ale... w końcu przyszedł ten dzisiejszy, dobry dzień. Spotkanie z życzliwymi ludźmi, którzy pomogli spojrzeć na zaproponowaną nam ofertę kontynuacji prac. I jakieś światło się zapaliło. Nadzieja wróciła.

czwartek, 22 września 2016

Wracam do pisania...

... bo czuję taką potrzebę. :) Z tego ostatniego dnia mojego życia po raz kolejny będę wydobywał niekoniecznie najważniejsze wydarzenia. Ponieważ "rzeczy zapisane" pozostają, więc chciałbym, żeby coś pozostało. Plan jest taki, aby kiedyś do tego powrócić i uśmiechnąć się. Tak jak teraz pojawia się uśmiech na twarzy, gdy czytam poprzednie wpisy. Nie będę się rozpisywał, aby w przyszłości nie tracić zbyt wiele czasu. A zatem do dzieła.