wtorek, 18 października 2016

Spotkała mnie miła niespodzianka

Tą niespodzianką jest spotkanie z mamą i siostrą mojej byłej uczennicy. Nie byłoby w tym nic szczególnego gdyby nie fakt, że bardzo chcę tę osobę spotkać. Skąd to pragnienie? Wśród moich różnych drobiazgów zachowały mi się dwa listy uczniów. Była to praca jaką mieli wykonać na lekcję religii. List do Pana Jezusa z prośbą o pomoc w byciu Jego przyjacielem. Te dwa listy zostały napisane przed kilkunastu laty. Bardzo chciałem oddać je autorkom. Jedna z nich otrzymała go w Karmelu.Tam zaprowadziła ją droga przyjaźni z Panem Jezusem. Drugi jeszcze czeka w Piśmie Świętym na doręczenie. Już wiem, że wyszła za mąż i jest szczęśliwą mamą. Obydwie autorki przed laty były gorliwymi uczennicami i chrześcijankami. Czy zapisane przed laty słowa będą wciąż aktualną modlitwą? Czy słowa: "mogę z Tobą rozmawiać i opowiadać o wszystkim co mnie dręczy" będą mogły wyrazić to, co się dzieje dzisiaj? Mam nadzieję usłyszeć odpowiedź na te pytania.

wtorek, 4 października 2016

A ojciec zapłakał...

To był dobry dzień. Jak zwykle lepszy od wczorajszego. Zastępstwo w szpitalu daje mi wiele okazji do kapłańskiego działania. Spowiadam zdecydowanie więcej w szpitalu niż w naszej parafii. Modlę się za chorych nakładając na nich ręce. Przychodzi mi też zdecydowanie częściej bronić wiary niż w codzienności parafialnego życia. Najmocniej jednak przeżyłem odwiedziny siedmioletniej Agnieszki. To córka i wnuczka serdecznych gospodarzy z Nawrocka. Przed dwoma dniami trafiła do Szpitala z tragiczną diagnozą - guz w klatce piersiowej. To dziecko pewnie nie zdaje sobie do końca sprawy ze swojej sytuacji. Kilka tygodni temu przecież mama dawała jej syrop, który miał pomóc. Później jakiś doktor osłuchał, inny kazał zrobić zdjęcie. Ktoś zobaczył w płucach wodę. Ktoś skierował na tomografię. Jeszcze inny człowiek, jak najszybciej wysłał na onkologię. A tu "chemia", tlen, kroplówki, tabletki. To bardzo szybko jak dla tak małej dziewczynki. A szpital taki radosny, uśmiechnięte siostry, zabawne malunki w pokojach. Tak miło, jak na jakichś wczasach... I tylko ojcu łzy płyną, gdy bezsilny spogląda na chore dziecko. Przed rokiem przecież walczył z chorobą żony. Ale to silny gość. W końcu na imię ma Piotr - czyli skała. Może nasze łzy i zmówione "Zdrowaśki" otworzą niebo a promień miłosiernego Jezusa uleczy Agnieszkę. O to prosimy....

poniedziałek, 3 października 2016

#czarnyprotest

Nie wziąłem w nim bezpośredniego udziału. Ale kilka razy w ciągu dnia myślałem o jego uczestniczkach. Jedna z myśli: Czy biorą w nim udział niedawni uczestnicy Marszów dla Życia? Pewny jestem, że kilka osób, które w niedzielę było na Eucharystii w poniedziałek w czarnych ubraniach ruszyło na miasto, albo przynajmniej po domu chodziło w tym stroju. Spośród wielu dzisiejszych moich rozmów przynajmniej trzy dotyczyły tematu zabijania dzieci nienarodzonych. Oczywiście moi rozmówcy nie używali takiego terminu. W rozmowach było wiele emocji. A ponieważ bardzo się wzajemnie szanujemy ostatecznie się nie pokłóciliśmy. Do tematu jeszcze powrócimy. Mam osobisty dług do spłacenia w tym temacie. Dziękuję mojej śp. Mamie, że mnie urodziła. Że nie posłuchała głosów rozsądku, ale zaufała i powierzyła mnie Bogu. Nie wiem, czy Bóg jest ze mnie zadowolony. Mama nie doczekała mojej matury.

sobota, 1 października 2016

Nabiegałem się po szpitalu

Po zakończonym dniu skupienia dla wspólnoty Bóg jest Miłością znalazłem chwilę, aby podjechać do szpitala i odwiedzić jedną z chorych parafianek. Widzieliśmy się pięć dni temu. Wtedy znajdowała się na oddziale intensywnej opieki. Z powodu podłączonych rur nic nie mogła powiedzieć. W czasie rozmowy pokazała mi dwa palce. Było jej bardzo przykro, bo nie mogłem zrozumieć, o co jej chodzi. Dopiero po jakiejś chwili zobaczyłem na sąsiednim łóżku czarny worek. W tym dniu to już druga osoba zmarła obok niej. Pewnie dlatego też przez te dni myślałem, czy jeszcze się zobaczymy. Ku mojemu zaskoczeniu dzisiaj już nie była na tym oddziale. Kardiologia... kardiochirurgia... nie dosłyszałem dokładnie nazwy oddziału i rozpocząłem poszukiwania. Oczywiście razem na Panem Jezusem zwiedziliśmy kilka oddziałów. Po drodze pobożne małżeństwo poprosiło o Komunię świętą. Zaryzykowałem twierdzenie, że pewnie nie są ze Szczecina (bo tacy pobożni). I zgadłem. Przyjechali z Połczyna. Ale nie było czasu na dłuższe rozmowy. Moją poszukiwaną odnalazłem na ostatnim z możliwych oddziałów. Za to czekała mnie niespodzianka. Mogliśmy wreszcie porozmawiać. Bardzo dziś rano cierpiała. Prosiła Pana Jezusa o pomoc. I chyba przyszła, bo na jej twarzy zobaczyłem uśmiech. Pomimo reżimu sanitarnego uściskałem ją serdecznie i pozostawiłem razem z Panem Jezusem w sercu.