wtorek, 4 października 2016

A ojciec zapłakał...

To był dobry dzień. Jak zwykle lepszy od wczorajszego. Zastępstwo w szpitalu daje mi wiele okazji do kapłańskiego działania. Spowiadam zdecydowanie więcej w szpitalu niż w naszej parafii. Modlę się za chorych nakładając na nich ręce. Przychodzi mi też zdecydowanie częściej bronić wiary niż w codzienności parafialnego życia. Najmocniej jednak przeżyłem odwiedziny siedmioletniej Agnieszki. To córka i wnuczka serdecznych gospodarzy z Nawrocka. Przed dwoma dniami trafiła do Szpitala z tragiczną diagnozą - guz w klatce piersiowej. To dziecko pewnie nie zdaje sobie do końca sprawy ze swojej sytuacji. Kilka tygodni temu przecież mama dawała jej syrop, który miał pomóc. Później jakiś doktor osłuchał, inny kazał zrobić zdjęcie. Ktoś zobaczył w płucach wodę. Ktoś skierował na tomografię. Jeszcze inny człowiek, jak najszybciej wysłał na onkologię. A tu "chemia", tlen, kroplówki, tabletki. To bardzo szybko jak dla tak małej dziewczynki. A szpital taki radosny, uśmiechnięte siostry, zabawne malunki w pokojach. Tak miło, jak na jakichś wczasach... I tylko ojcu łzy płyną, gdy bezsilny spogląda na chore dziecko. Przed rokiem przecież walczył z chorobą żony. Ale to silny gość. W końcu na imię ma Piotr - czyli skała. Może nasze łzy i zmówione "Zdrowaśki" otworzą niebo a promień miłosiernego Jezusa uleczy Agnieszkę. O to prosimy....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz