piątek, 23 listopada 2012

Pierogi u Ewy

Jej mama poświęciła wszystko dla niej. Jest pogodna i radosna. Ewa choruje na jakąś chorobę, w Polsce jest z tym problemem kilkadziesiąt osób (jeżeli są dobrze zdiagnozowani). W sumie poszedłem do nich na pierogi. I nie dlatego, że byłem głodny, lub nie miałem co jeść. Pewnie chciałem też sobie udowodnić, że nie jestem aż tak zapracowany, by nie mieć czasu na to spotkanie. U niej po raz kolejny uświadomiłem sobie, że to co naprawdę mamy i możemy dać innym to nasza osoba, nasz czas. A tego Ewa ma pod dostatkiem. Kiedy ona patrzy na swoje spotkania z przyjaciółmi to widzi przede wszystkim to, co inni jej dają. Ale nie dostrzega, że przecież i ona ofiarowuje innym cząstkę siebie. I nie jest ważne, co powie. Czy da świadectwo mężnego dźwigania krzyża, czy tylko podzieli się swoimi rozterkami codzienności.
W sumie piszę to, aby rzucić (tak myślę) z Bożym pokojem odrobinę światła na Twoją codzienność. Bóg nas nie opuszcza. Sama to dobrze wiesz. Czasami jednak chcielibyśmy, aby jego pomoc przychodziła tak, jak to (nawet podświadomie) sobie zaplanowaliśmy. A pomoc nasza jest niezmiennie w Jego Imieniu.
Proszę, abyś modliła się Imieniem Jezus.

(na marginesie przepraszam osobę, do której napisałem te słowa w dzisiejszym liście, ale stwierdziłem, że to jest to, co chciałbym dziś pozostawić)

środa, 21 listopada 2012

Uczę się być lepszym...

Mam zaległości w pisaniu... A tyle ciekawych spraw już przeszło do historii. Choćby listopadowa pielgrzymka do Lichenia. Gdzie w największym kościele znajduje się jeden z najmniejszych, cudownych wizerunków Matki Bożej. Cudowne miejsce, gdzie widać, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Nawet gdyby wszystkie zdobienia okazały się lichej jakości, to uzyskane rozgrzeszenie i sam Chrystus w Eucharystii są pierwszego gatunku. Tutaj nie ma podróbek.
Ale wracam do tematu.
Ten mój ostatni dzień tym razem przeżywam w Warszawie w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym. Ostatni raz byłem tutaj, aby pożegnać ks. Marka Rybińskiego sdb. Chociaż w tym miejscu spotkaliśmy się jedynie po jego śmierci, to doświadczam jego obecności, jakby gdzieś się tutaj schował. Czytam jego książkę, tę pośmiertnie wydaną. I jestem wdzięczny Bogu, że mogłem go spotkać. Czuję, że muszę o nim opowiadać. Zwłaszcza młodzieży.

środa, 7 listopada 2012

Jerycho Różańcowe

O potędze modlitwy różańcowej przekonał się już nie jeden z wierzących. Zastanawiałem się podczas Jerycha Różańcowego, skąd ta moc tej modlitwy? Słowa "Pozdrowienia Anielskiego" wypowiedziane do Maryi były tymi, które bezpośrednio poprzedziły działanie Ducha Świętego. Tę pierwszą "pięćdziesiątnicę", w której uczestniczyła Matka Naszego Pana.
Zdrowaś Maryjo... Pan z Tobą.
Słowa mojej ulubionej piosenki religijnej mówią, że gdzie jest Maryja, tam zstępuje Duch Święty. No i jest odpowiedź na pytanie o moc modlitwy różańcowej. Gdy wypowiadam te słowa to jednocześnie zapraszam Ducha świętego, aby odmieniał oblicze ziemi. Powtarzane "zdrowaśki" mają tę samą moc co apokaliptyczne "Marana tha" ("Przyjdź, Panie Jezu").
To trwające jeszcze w naszej parafii Jerycho przyniosło jeszcze inną refleksję, związaną z Maryją. Jej odpowiedź na wolę Bożą. Jej "Fiat". To pierwszy dźwięk, który mogło usłyszeć Dziecię Jezus poczęte pod Jej sercem. Oczywiście ktoś powie, że poczęte przed chwilą Dziecię jeszcze nie ma uszu, aby słyszeć. Ale poczęty Człowiek czuje już całym swoim człowieczeństwem.

czwartek, 1 listopada 2012

Słońce na pogrzebie

Trudno powiedzieć, że lubię pogrzeby. Ale czasami litugii żałobnej towarzyszą takie okoliczności, które sprawiają, że serce napełnia się Bożym pokojem i radością.
Tym razem to był pogrzeb pana Bogdana, którego teoretycznie znałem. Trzy lata temu błogosławiłem małżeństwo jego córki. Teraz przyszło nam spotkać się w tych poważniejszych okolicznościach. Zmarły nie był moim parafianinem, więc rodzina musiała postarać się o zgodę z parafii zamieszkania. Same formalności przyszło nam "dopinać" na dzień przez pogrzebem. Z uwagi na naszą znajomość było przy okazji wiele innych tematów do poruszenia. Nie wiem w sumie dlaczego, ale na koniec podzieliłem się moim doświadczeniem. Czasami podczas pogrzebu pomimo złej pogody na chwilę wychodzi słońce. Taki znak z nieba, że ten bliski rzeczywiście już jest z Bogiem. To doświadczenie oczywiście nie ma mocnych fundamentów Biblijnych, poza tymi opisami, w których warunki atmosferyczne (burze, obłoki, tęcza) coś mówiły o obecności Boga.
Jak można się domyśleć i tym razem tak było. W dzień przed Wszystkimi Świętymi, od samego rana nic nie wskazywało na to, że pogoda się zmieni. A tu akurat, gdy modliliśmy się za śp. Bogdana w kaplicy, na zewnątrz się przejaśniło. A samej liturgii przy grobie towarzyszyło świecące słońce.
Taki mały znak, ale myślę że również zaproszenie od Pana Boga do tych, którzy uczestniczyli w tym wydarzeniu. Zaproszenie, aby Pan Bóg mógł nie tylko ich oświecać słońcem, ale przede wszystkim, by Jego obecność w naszych sercach rzucała mocne światło na wszelkie ciemności.
No i znowu się trochę nawróciłem.