poniedziałek, 30 lipca 2012

Śpiewałem pieśni patriotyczne

To w sumie było wczoraj. Na Placu Lotników odbyło się spotkanie poświęcone pamięci Żołnierzy Wyklętych. Przejęty formacją patriotyczną poznanej niedawno młodzieży zaproponowalem udział w tym spotkaniu. Na moje nieszczęście nie zapoznałem się z treścią zamieszczonych pieśni. Wydawało mi się, do wczoraj, że znam więkoszść pieśni tzw. patriotycznych. Nie chciałbym cytować tych słów.
Zastanawiałem się jednak, dlaczego coś jest nie tak. W sumie pieśni powstały w konkretnym czasie. Nawet jeżeli nie układane przez bohaterów, to na pewno przez nich śpiewane. A jednak dziś mogą budzić mieszane uczucia.
Jedyne skojarzenie jakie mi się nasunęło to historia pieśni "Serdeczna Matko", której zwrotka mówiąca o "Synu rozgniewanym, który rózgami siecze" została przestawiona na "bocznicę" życia liturgicznego. Praktycznie zdrowy katolik dziś już nie śpiewa tej zwrotki. Ona w swoim czasie pewnie miała jakieś racje istnienia, ale na pewno nie dziś.
Czy nie powinno tak się stać z niektórymi pieśniami z naszej historii? Boję się udzielać odpowiedzi. Niech mądrzejsi to rozsądzą. Po moich doświadczeniach spotkań międzynarodowych i międzykulturowych tylko w ramach pogodnego wieczoru, i z szerokim komentarzem odważyłbym się zaśpiewać np. trzecią zwrotkę Roty na spotkaniu polsko-niemieckim. I naprawdę nie mam nic przeciwko Niemcom, ani Konopnickiej.
Ale oczywiście następnym razem też przyjdę na śpiewanie pieśni patriotycznych. Może wcześniej więcej uwagi poświęcę na poznanie kontekstu ich powstania.

sobota, 28 lipca 2012

Zastępowałem Księdza Generała

Tak sie zdarzyło. W dniu dzisiejszym swoją profesję czasową ponawiał jeden z moich współbraci, pochodzący z parafii, w której obecnie pracuję (przecież wiadomo, że chodzi o św. Jana Bosko w Szczecinie). Formuła profesji przewiduje złożenie jej na ręce przełożonego generalnego. Zedecydowana większość salezjanów składa śluby wobec swoich Prowincjałów lub innych współbraci do tego celu oddelegowanych. No i tym razem mnie się to przydarzyło. Przed samą liturgią prosiłem profesa, aby podkreślił słowa "który zastępuje Przełożonego Generalnego". Nie wiem jeszcze ilu parafian usłyszało te słowa. Ale przy okazji to sprawdzę.
Po tak ciężkiej pracy, jak zastępowanie Przełożonego Generalnego, należy mi się dzień odpoczynku. Będzie to 22 dzień moich wakacji, które chciałbym przeżyć w lutym 2013 roku :)

Ps. Pani Krysia wysłała do mnie z pociągu sms-a. Cytuję fragment o posadzonych kwiatach: "Proszę Księdza Baardzo, bardzo, bardzo o powściągliwość względem parafian a względem rabatki która jest tylko i tylko przypadkowym wydarzeniem! jest całkowitym spontanem ! niech spowoduje M Y S L E N I E, ZADUMĘ, nad tym co powstało! Całkiem przypadkiem wstąpiłam do Waszego KOŚCIOŁA jadąc na basen olimpijski po drodze posadziłam kwiatki na Aleji J. P., a tego dnia wstąpiłam na mszę św. i zostałam z paroma kwiatkami u Was. oby św. J.P. II DARZYŁ PARAFIĘ SWĄ NIEUSTAJĄCĄ SIŁĄ DZIAŁANIA." (zachowałem oryginalną pisownię). Chciałbym, aby to błogosławieństwo stało się rzeczywistością.

czwartek, 26 lipca 2012

Opowiedziałem bajkę o Czerwonym Kapturku... na kazaniu

Słuchając dzisiejszej Ewangelii o "szczęśliwych oczach, które widzą, i szczęśliwych uszach, które słyszą" pomyślałem o... Czerwonym Kapturku. Nasza nieszczęsna bohaterka zaszokowana wyglądem swojej "babci" zadawała jej pytania o wielkie oczy i wielkie uszy.
Wspominaliśmy dziś świętych rodziców Maryi: Joachima i Annę, którzy z powodu swojego rodzicielstwa nosza miano "dziadków" Pana Jezusa. Nie wiem, jakie pytania zadawał swoim dziadkom Pan Jezus. Mogę jedynie domyślać się, że oczy i uszy Joachima i Anny były nie tyle wielkie, co szczęśliwe. Widzieli przecież, od kilkunastu lat, najcudowniejszego człowieka - swoją córkę - Maryję. Mogli słuchać jej głosu, może nawet śpiewu.
Dzisiaj również dziadkowie powinni usłyszeć pytania dotyczące ich oczu, uszu i serca. Dobrze byłoby, gdyby ktoś z krewnych zapytał: "Babciu, dlaczego masz takie szczęśliwe oczy? Dlaczego jest tyle radości i szczęścia w Twoim sercu?". A odpowiedź może być jedna, bo "moje oczy ujrzały to, co pragnęli ujrzeć prorocy, a nie ujrzeli... Bo moje oczy ujrzały Jezusa w Echarystii, uszy - usłyszały Jego słowa, serce - przyjęło Jego miłość".

Ps. Pani Krysia obsadziła cały trawnik "kapustą", ponoć ten kwiat o właściwościach chwastu nie jest wybredy i rozrasta się szybko...

wtorek, 24 lipca 2012

Pomyślałem o miłości i Janie Pawle II

Od dwóch dni spotykam się z pewną kobietą. I nie ma na imię Maria, ale Krystyna.
Pani Krysia, chociaż przyjechala z Wrocławia od prawie pół roku jest naszą parafianką. Jej miłością są kwiaty. Gdzieś po zmroku zakrada się na różne skwery, aby posadzić tam jakiegoś kwiatka. Spotkaliśmy się dwa dni temu po zmroku. Zauważyłem przy kościele kogoś kręcącego się przy krzyżu. Wtedy podlewała wyschnięte roślinki. Już o świcie krzątała się przy fragmencie trawnika przed naszą kaplicą. Pani Krysia realizuje tam, krótko mówiąc projekt pod nazwą: przemienić świat na piękniejszy. Zastanawiałem się, co jest powodem, że wybrała akurat to miejsce. Nie pytana, opowiedziała o tym, jak pierwszy raz zobaczyła wizerunek Jana Pawła II nad wejściem do naszej kaplicy. Wyjątkowo realistyczne przedstawienie postaci błogosławionego papieża sprawiło, że odkryła swoją misję, aby kolejnym punktem realizacji jej życiowej pasji stała się okolica naszej kaplicy.
Ilu jest takich ludzi? W ostatnich, środkowych i pierwszych ławkach kościoła? Ludzi, którzy nie liczą czasu, własnych sił i czasami nawet pieniędzy, aby przez drobny gest wyrazić wielką miłość do Boga i człowieka.
Z każdym dniem praca pani Krysi nabiera smaku i wyglądu. To ślad, który pozostawi w Szczecinie, gdy już powróci do Wrocławia.
A propos śladu, to ktoś napisał jakiś brzydki napis na murze kaplicy. Jeszcze nie namierzyłem ani napisu, ani jego autora. Za to jedna pani chciała go "zamalować" korektorem.

sobota, 21 lipca 2012

Ochrzciłem Franciszka i próbuję stać się żródłem

Pewnie to nic niezwykłego. Chrzest. Dzisiejszy był wyjątkowy dla mnie nie tylko z uwagi na rodziców dziecka, ale przede wszystkim z powodu doświadczenia Słowa Bożego. Myślę głównie o Ewangelii. Tym razem było to spotkanie z Samarytanką przy studni Jakuba. Niewiasta przy studni słysząc o żywej wodzie, którą może podarować jej Chrystus zaczyna myśleć o głębokości i potrzebie czerpaka. I tak dzieje się niekiedy z naszym życiem duchowym. Odnosimy wrażenie, że musimy posiadać wiele umiejętności (kopanie studni) i różnych okoliczności, które sprawią, że posiądziemy "wodę żywą". Okazuje się jednak, że tak jak przy studni Jakubowej, Jezus może nie tylko nam podarować tę wodę, ale przede wszystkim z nas samych uczynić jej źródła.
Stąd moja prośba do rodziców, aby nie kupowali Franiowi łopatki do kopania, ale nauczyli go Komunii z Bogiem, która uczyni go źródłem.

piątek, 20 lipca 2012

Nawiedziłem Sanktuarium Miłosierdzia Bożego

Na trasie do domu rodzinnego zdarza mi się odwiedzać sanktuarium w Myśliborzu. Czuję się tam już na tyle swobodnie, że nie krępuje mnie obecność sióstr i osób świeckich. Wchodząc do kaplicy bardzo chciałem przeczytać drugi rodział z Mądrości Syracha (niech będzie tajemnicą dlaczego). Ku mojemu zakoczeniu była w kaplicy wyjątkowo duża grupa osób. Zabrakło mi śmiałość, aby "pożyczyć" Pismo od którejś z sióstr, więc spokojnie nalazłem miejsce w ławce. Nie zdążyłem powitać Pana Jezusa, a obok mnie przyklęknęła siostra, która patrząc na mnie stwierdziła, że się pomyliła, że czeka na innego pana... Teraz przyszła kolej na mnie. Mogłem poprosić siostrę o Pismo święte. Najpierw chciała mi dać po ukraińsku, ale za chwilę mogłem pochylić się nad tym wyczekiwanym Syrachem w wersji polskiej... Świadomie nie cytuję treści tego rozdziału. Warto go przeczytać. Zwłaszcza, gdy w dniu dzisiejszym w Ewangelii Jezus zarzucał faryzeuszom, że "nie czytali w Prawie". "Jaka jest Jego wielkość takie i Jego miłosierdzie" - tak się kończy ten rozdział... Życzę błogosławionej lektury.

czwartek, 19 lipca 2012

Przeczytałem na kazaniu jej wiersze

Pożegnałem dziś razem z rodziną panią Stanisławę. Cieszę się (na pogrzebie), gdy mogę podzielić się doświadczeniem poznania osoby, którą żegnamy. Dzisiaj (chociaż nie spotkałem jej osobiście) miałem odczucie, że znam, choć o drobinę, duszę kobiety, którą chowaliśmy. To była starsza osoba. Ponieważ kobietom lat się nie liczy, powiem, że po osiemdziesiątce. Wnuczki przyniosły mi do kancelarii jej wiersze. I z nich poznałem dorosłą Stasię, która bardzo kochała bliskich, a wśród nich na pierwszym miejscu Pana Boga. Przypuszczam, że polonista nie zostawiłby suchej nitki na jej twórczości. Ale dzięki jej odwadze i przeświadczeniu, że tylko "to" po niej pozostanie jej krewni mogą dziś mieć nietypowy skarb rodzinny. Krewni płakali jak bobry, bo tak aktualnie brzmiały słowa o starości, przemijaniu i końcu życia. Łzy wyschną, ale wiersze pozostańą. Do nich wrócą, gdy zapragną po raz kolejny się z nią spotkać...
Nie zacznę od dziś pisać wierszy. Ten blog wystarczy. Ale już umówiłem się z inną starszą poetką, że mi uchyli rąbka swojej twórczości. A tak zupełnie na marginesie, czy wszystkie dziewczyny piszą wiersze?

środa, 18 lipca 2012

"Zdrowaś Maryjo" ze świadkiem Jehowy

Przepraszam, że to nie z dzisiaj, ale sprzed trzech dni. Ale jestem ciągle pod silnym wrażeniem spotkania z 83 letnią "babcią", która okazała się być Świadkiem Jehowy. W minioną niedzielę, wcześnie rano, zabrałem na stopa straszą panią. Zwracała się do mnie per "ksiądz", ponieważ zauważyła, że byłem ubrany w sutannę. Kiedy zaczęła narzekać na rozpustę i grzeszne życie współczesnych ludzi stwierdziłem, że "najważniejsze abyśmy my: ja i Pani się nawrócili". Pod koniec nie za długiej podróży, dojeżdżaliśmy już do Barlinka, chciałem ją dowieźć jak najbliżej rodziny, do której się udawała. Dopiero wtedy przyznała się, że jest świadkiem Jehowy. I zaczęła zwracać się do mnie per "pan". Przekazała mi orędzie o prawdziwym imieniu Boga, które w języku polskim brzmi: "Jahwe". Gdy zapytałem o Maryję, odpowiedziała, że rzeczywiście Anioł Gabriel pozdrowił ją słowami: "Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego Jezus". Sama stwierdziła, że nie pamięta "co wy dalej dodajecie", więc dokończyłem: "Święta Maryjo, Matko Boża, módl sie za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen". Wtedy moja stopowiczka zaczęła mi tłumaczyć, że Bóg jest duchem i nie ma matki, ale dla mnie to już nie miało większego znaczenia. W życzliwej atmosferze rozstaliśmy się. Pobłogosławiłem ją na koniec, chociaż o to nie prosiła.
Domyśliłem  się, że swoje kroki skierowała do Sali Królestwa i wyobrazilem sobie zdziwienie, jakie powstałoby na twarzach współwynawców mojej "babci", gdyby zauważyli, że szofer który ją dowozi jest ubrany w sutannę...

wtorek, 17 lipca 2012

Spotkałem kloszardów

Myślę, że nie zawsze moje posty będą bardzo poważne. Tak jak i ten dzisiejszy, chodziaż w tle jest myśl bardzo "sieriozna".
Spotkałem dziś kloszardów.
Ponieważ od kilku dni chodzi mi po głowie myśl o segregacji śmieci w naszym, salezjańskim dziele. Rano przygotowałem napisy. Miedzy innymi taki: "Segregujemy śmieci [w tym miejscu grafika: I love recykling] Puste i zgniecione puszki aluminiowe. Po napojach ;) zbieramy dla tych, co żyją ze sprzedaży złomu...". No i spotkałem kloszardów pchających wózek na ulicy Santockiej. Jak ich zobaczyłem, a było to już kilka godzin po napisaniu tego tekstu, to wiedziałem, że muszę ich zaczepić. Przedstawiłem się. Byli lekko zaskoczeni, kiedy wyciągnąłem do nich rękę. Zanim się zorietowali już byliśmy zajomymi. Zaprosiłem ich, aby odwiedzili naszą posesję, bo będę miał dla nich puszki i makulaturę. Nie wiem, czy przyjdą. Uprzedziłem, aby napotkanym osobom mówili, że są ze mną umówieni. Obowiam się reakcji innych domowników i naszych pracowników.
Muszę dopowiedzieć, że te puszki to nie od współbraci, ale od naszych gości, którzy mieszkają w bursie. Tłumaczyłem ich, że te puszki, które oni wyrzucają mogą sprawić trochę radości innym ludziom.


No i tak przeżyłem jedną z chwil mojego ostatniego dnia życia....

niedziela, 15 lipca 2012

No to zaczynamy

Z pewnością nie mam zbyt wiele czasu, aby się rozpisywać. Zacznę od usprawiedliwienia tytułu założonego bloga. Przychodząc do pracy w Szczecinie obiecałem pracować w każdym dniu tak, jakby miał to być ostatni dzień mojego życia. Stąd też z takiej perspektywy chciałbym spoglądać na to, co się wydarzyło.
Kolejnym motywem jest fakt, że nie wszystko mogę powiedzieć z tego miejsca, z którego najczęściej się wypowiadam. :) Forma bloga i używany nick stoją na straży mojego "odwrotu", gdyby zachodziła potrzeba zdystansowania się od napisanych słów. Starożytni mawiali, że rzeczy napisane pozostają. Nie liczę na taki sukces...
Ponieważ już przynudzam, więc na początek wystarczy.