piątek, 23 września 2016
A Bóg pozostał jej wierny
Żeby nie było, że tylko o pieniążkach w główce duchownego się kręci myśl.
Bóg dał mi łaskę, aby przygotować do spotkania z Nim stosunkowo młodą kobietę. Przed kilkoma dniami, zaraz po śniadaniu, pojechałem na wezwanie do szpitala do umierającej kobiety. Byłem szczęśliwy, że mogłem ją wyspowiadać i namaścić. Trzy dni później, akurat w czasie mojej wizyty ta osoba na tyle była silna, że mogła przyjąć odrobinę Najświętszego Sakramentu. Widziałem jej piękne oczy, które wypełniły się zainteresowaniem. Wtedy podsumowałem nasze spotkanie przypominając, że przyjęła wszystkie potrzebne w tym czasie sakramenty. Nie byłem w stanie powiedzieć, że jest już przygotowana na śmierć. Dziś jej bliscy zgłosili się, aby przygotować jej uroczystości żałobne. Bóg wziął ją do siebie w dniu spotkania w Eucharystii. Teraz jej oczy widzą Tego, którego przyjęła w Komunii Świętej. A ja po raz kolejny zobaczyłem wierność Boga, który daje każdemu szansę na pojednanie się z Nim.
... nie stracilem nadziei.
Podtrzymywanie nadziei wbrew wszelkim okolicznościom - to jedno z trudniejszych zadań osób konsekrowanych. A co dopiero powiedzieć o tym, aby o tę nadzieję zawalczyć we własnym sercu. Wczorajszy dzień wystawił na próbę moją nadzieję związaną z budową naszej świątyni. Wszystkie optymistyczne perspektywy stanęły pod mocnym znakiem zapytania. Jak nie wiadomo, o co chodzi to chodzi o pieniądze. Jak bohater przypowieści Chrystusa usiadłem ze współbraćmi, aby policzyć, czy można przyjąć do realizacji kolejny, znaczący etap budowy. I nie wyglądało to ciekawie. Ale... w końcu przyszedł ten dzisiejszy, dobry dzień. Spotkanie z życzliwymi ludźmi, którzy pomogli spojrzeć na zaproponowaną nam ofertę kontynuacji prac. I jakieś światło się zapaliło. Nadzieja wróciła.
czwartek, 22 września 2016
Wracam do pisania...
... bo czuję taką potrzebę. :) Z tego ostatniego dnia mojego życia po raz kolejny będę wydobywał niekoniecznie najważniejsze wydarzenia. Ponieważ "rzeczy zapisane" pozostają, więc chciałbym, żeby coś pozostało. Plan jest taki, aby kiedyś do tego powrócić i uśmiechnąć się. Tak jak teraz pojawia się uśmiech na twarzy, gdy czytam poprzednie wpisy. Nie będę się rozpisywał, aby w przyszłości nie tracić zbyt wiele czasu. A zatem do dzieła.
sobota, 12 marca 2016
Nie pojechałem do Gniezna... ani do Bydgoszczy.
Właśnie przeczytałem kilka zdań refleksji z gnieźnieńskiego zjazdu, których autorem jest zaprzyjaźniony dominikanin. Trochę mi żal, że mnie tam nie ma. I zazdroszczę (tak po chrześcijańsku) tym szczęśliwcom, którym udało się tam dotrzeć.
W ciągu dnia myśl też uciekała do Bydgoszczy, tam był pogrzeb księdza Bernarda Duszyńskiego sdb. Przez rok był moim dobrym dyrektorem. Wtedy świeżo powrócił z misji. Mam w pamięci kilka prostych zdań w języku arabskim, których nauczyłem się przez ten pamiętny rok.
W zamian otrzymałem dziś radość przeżycia dwóch interesujących skupień. Pierwsze u Misjonarek Miłości. Już na początku wspomniałem zamordowane w Jemenie ich współsiostry. Tam towarzyszył im salezjanin, którego uprowadzono. Adresatkami mojej posługi nie były same siostry, ale objęte przez nie opieką rodziny - głównie kobiety z dziećmi.... I był z nami Chrystus.
Drugie skupienie to kolejne spotkanie małżeńskie. Dziś z posługą słowa i modlitwy przyjechał misjonarz Przymierza Miłosierdzia Luis. Wraz z nim odwiedził nas diakon Andrzej - Polak z Białorusi. I też był z nami Chrystus. Tak chyba najprościej można streścić obydwa wydarzenia.
Dobry był ten dzień.
sobota, 6 lutego 2016
Aśka wie najlepiej
Wychodząc dziś z kościoła na chwilę zatrzymałem się spoglądając na rozgrywający się mecz. Mamy tu taką atrakcję, że teren przy kościele jest piękną trybuną, w dodatku darmową. Zwłaszcza teraz zimą, gdy nie ma żadnego liścia na drzewach można dokładnie obserwować mecz. Nie wiem, kto z kim grał. Trochę naszukałem się sędziego w tym meczu. Tym razem ubrany był na zielono. Spostrzegawczością nie zgrzeszyłem. Ale nie tylko ja słabo widziałem. Przez kilka chwil żadnej z drużyn nie udało się poprawić wyniku meczu. No cóż poszedłem dalej. W pewnej odległości dostrzegłem mężczyznę - ojca z dzieckiem. Kilkuletnią dziewczynkę trzymał mocno za rękę. Przywitałem ich serdecznie i wtedy dostrzegłem, że dziecko ma kłopoty z chodzeniem. To nie było jedyne jej ograniczenie. Chwila rozmowy. Dziewczynka nie odpowiedziała na moje pytanie o imię. Przedstawił ją tato. Asia nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi. Przez cały czas trzymała się taty i kręciła we wszystkie możliwe strony. Coś tam sobie mruczała, ale nie były to słowa. Gdy nasza rozmowa się przedłużała nieśmiało wyciągnąłem rękę w kierunku dziecka. Tym razem uścisnęła moją dłoń. W nagrodę za błogosławieństwo na jej czole otrzymałem krótkie spojrzenie w moje oczy. I tyle. Asia nie ma rodzeństwa. Rodzice boją się, że może kolejne dziecko też przejdzie ciężkie choroby. Asia niestety nie ma nic do powiedzenia. Czasami proponuję spotykanym jedynakom, aby modliły się o braciszka albo siostrzyczkę. Oczywiście wtedy, kiedy wiek i zdrowie rodziców rokują możliwość realizacji takiej modlitwy. Z Aśką trudno było o tym pogadać. Ale ona chociaż nie mówi to wie najlepiej, że byłoby jej radośniej i łatwiej żyć, gdyby miała siostrę lub brata. Rodzice wyślą ją w przyszłość, która ma na imię samotność. Aśka chyba nie zacznie już mówić, bo i co ma powiedzieć, jeżeli jej i tak nikt nie posłucha i nie zrozumie. Ale ona wie najlepiej. I mi też coś "powiedziała". Dobrze, że ją w tym dniu spotkałem.
piątek, 30 października 2015
Narodziła się nowa tradycja
Nie jestem jeszcze święty. I czasami zdarza się, że coś mnie denerwuje. Tak jest z pewnym pogańskim zwyczajem, którego nawet nie mam ochoty tutaj nazywać. Człowiek potrafi wiele wymyślić, aby ukryć swoją głupotę. Zabawę z tym, o którym Pan Jezus powiedział, aby się z nim nie bawić można nazwać poznawaniem różnych kultur. Takie wytłumaczenie usłyszałem dzisiaj rano w zaprzyjaźnionej szkole. Serce mi pęka. Bogu ducha winne dzieciaki poprzebierane za wiedźmy i diabły z ogonami. Czy ta "znajomość" kultury musi być aż tak mocno doświadczana. Może by wystarczyło pokazać jakieś zdjęcia obcych naszej kulturze ludzi, którzy biegają na cmentarze, aby się tam wygłupiać. Po co się przebierać? Dobrze, że ci którzy uczą tej "niby kultury" nie nauczają dzieci o grzechach głównych. Wstydzę się myśleć, co by się działo.
Za to wieczorem z grupą dzieci, przebrani za świętych i błogosławionych, wyruszyliśmy na osiedle z niespodzianką. Otoczyliśmy modlitwą kilka bloków. Nasze światełka spotkały się ze zdziwieniem niektórych przechodniów. A do tego śpiew i radość dzieciaków. Tak się narodziła nowa tradycja. Z naszej kultury i polskiej tradycji. Wracając do domu podsłuchałem rozmowę dwóch chłopców. Uczestnik marszu wszystkich świętych chwalił się, że chodził po ulicach miasta w niezwykłym pochodzie. Tradycja się narodziła i ma już swoich gorliwych zwolenników. I ja też o drobinę do nieba się zbliżyłem.
czwartek, 24 września 2015
Ksiądz Bosko przysłał młodzież
Na chwilę w drodze do kancelarii zatrzymałem się przed wizerunkiem Księdza Bosko. To chyba najbardziej popularny obraz w naszej salezjańskiej prowincji. Po raz kolejny odkryłem ten charakterystyczny uśmiech. I ten uśmiech zatrzymał mnie na kolejną chwilę modlitwy. Za kogo może modlić się salezjanin...? Bardzo się zdziwiłem, gdy po chwili siedząc w kancelarii usłyszałem gwar w kościele. To klasa z pobliskiego LO 6 wraz z panią katechetką odwiedza pobliskie świątynie. Zupełnie spontanicznie dochodzi do spotkania. Nie mogłem im nie powiedzieć, że są darem od Księdza Bosko, którego przed chwilą prosiłem, aby przysłał nam młodzież. To spotkanie wlało tak wielką łaskę do mojego serca, i sprawiło tyle radości. Nie wiem, czy zapamiętają cokolwiek z życiorysu Księdza Bosko lub z informacji o naszym Zgromadzeniu. A może utkwi im w pamięci wizerunek uśmiechniętego kapłana - tego na obrazie i obok niego :)
P.s. Nie mogłem nie "odpalić" ponownie bloga.
Subskrybuj:
Posty (Atom)