wtorek, 16 października 2012

Poznałem pragnienie Bartymeusza

Ewangelie mówią o spotkaniu Jezusa z niewidomym. To spotkanie miało miejsce na przedmieściach Jerycha. Niewidomy, skoro tylko dowiedział się, że przechodzi Jezus z Nazaretu, zaczął krzyczeć: Jezusie, Synu Dawida ulituj się nade mną. Będąc niewidomym nie mógł zobaczyć ani Jezusa, ani drogi do Niego. "Bądź dobrej myśli, wstań, woła Cię" - wcześniej uciszający go ludzie przychodzą, aby zaprowadzić go do Jezusa. No i wreszcie jest, stoi przed Nim. Ciągle Go nie widzi. Ale już odczuwa Jego miłość. Jest kochany przez swojego Zbawiciela. "Syn Dawida" stał się dzisiaj jego "Rabbuni" - jego umiłowanym Nauczycielem. Czego bardziej pragnie zakochany człowiek niż zobaczyć ukochaną osobę. Bartymeusz już wierzy Jezusowi, więc do pełni szczęścia brakuje mu tylko spojrzenia na Jego twarz. "Co chcesz, abym ci uczynił?"...
I zobaczył Jezusa. Mógł już teraz kroczyć za Nim.
Tyle razy śpiewamy: "Otwórz me oczy, o Panie", "chcę widzieć Jezusa". A przecież mamy wzrok. Mamy fizyczną zdolność orientowania się w przestrzeni i poznawania osób. A Jego... wciąż nie widzimy.
Ciągle brakuje nam tej wiary, która zrodziła się w sercu Bartymeusza z doświadczenia miłości Boga.
Dlatego Kościół daje mi cały rok (Rok Wiary), abym zrobił w tym względzie jakiś porządek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz