sobota, 22 grudnia 2012

Przeżyłem koniec świata

Pewnie znowu bym nie zwrócił uwagi na koniec świata, gdyby nie pewna pani. Nie miałem pojęcia, jak niektóre osoby zostały "zakręcone". Przypuszczałem, że nikt poważnie nie traktuje tych zapowiedzi. No może tylko ci, którzy spodziewali się otrzymać jakieś profity z nadchodzącego końca.
Pani, która przyczyniła się do mojego zainteresowania się końcem świata obdarzyła mnie gazetą. Ogólnopolskie czasopismo poświeciło kilka dużych stron, aby przybliżyć czytelnikom, co ich niebawem spotka, i jak mają się do tego przygotować.
Nie mogło zabraknąć powołania się na święte autorytety. Tym razem autor tych przepowiedni posłużył się Ojcem Pio oraz objawieniami (zjawieniami) Matki Bożej z La Salette. Wartość tych rzekomych prawd zweryfikował dzień po końcu świata. Równie dobrze słowa przestróg i zapowiedzi można było włożyć w usta jakiegoś polityka. Tylko tym niestety pewnie z założenia ludzie już nie wierzą. Bez względu, czy powiedzą coś o zielonej wyspie, czy o "przebiegunowaniu biegunów".
Ja trzymam się wersji Pana Jezusa: "Nikt nie zna dnia, ani godziny". A jeżeli ktoś twierdzi, że ją zna, lub potrafi przewidzieć, to z pewnością, albo przygotowuje się do następnych wyborów, albo nie ma co robić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz