wtorek, 25 grudnia 2012

To nie była pokuta

Jeżeli nie potrafisz zorganizować pracy dla innych to najprawdopodobniej sam ją wykonasz. Dla mnie to już chleb powszedni. Oczywiście nie chcę się chwalić, co robiłem w Wigilię. Umówiliśmy się z panią Krysią (tą od kwiatów) na sprzątanie kościoła. Po niedzielnych Mszach było trochę piasku, który trzeba było zmieść. Co pewnien czas przychodził ktoś, aby "nabyć" opłatek. Zdarzały się też jeszcze spowiedzi. Przepraszałem penitentów, że nie jestem stosownie ubrany. Ale im również bardziej zależało na pojednaniu się z Bogiem, niż na podziwianiu mojej sutanny.
Z prośbą o spowiedź zwróciła się też pewna (stosunkowo) młoda pani. Tak trochę żartem poinformowałem ją, że musi mi uwierzyć, że jestem księdzem. I niech chwilę jeszcze poczeka przy konfesjonale, a ja tym czasem dokończę sprzątania. To czekanie nie trwało długo. Miała czas, aby się przygotować do spowiedzi. Po spowiedzi okazało się, że już są kolejne trzy osoby. Tych również przeprosiłem i pobiegłem po sutannę. Bo tym razem do spowiedzi przyszły dzieci, a im pewnie trudno byłoby zrozumieć, dlaczego spowiadają się u jakiegoś pana, a nie u księdza. Gdy wróciłem, ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłem z miotłą moją poprzednią penitentkę. Żartem rzuciłem, że dzisiaj, w Wigilię za pokutę otrzymuje się sprzątanie kościoła. Początkowo podejrzewałem Krysię, że w swojej życzliwości "nakłoniła" panią do pomocy. Późniejszy sms od Krysi wszystko wyjaśnił. To był zupełnie dobrowolny czyn tej pani.
No i proszę mi wierzyć, że takiej pokuty nie zadałem.
Wszyscy przychodzili, aby coś zabrać: opłatek, pojednanie z Bogiem. A ona zrozumiała, że może również coś dać. I już Jezus mógł się narodzić w jej sercu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz