czwartek, 18 kwietnia 2013

Ruszyły mury

Nie ukrywam radości z faktu, że od 10 kwietnia ruszyliśmy z budową. Nie wiem, jak długo "pociągniemy", bo tradycyjnie wszystko zależy od... wiary. Jak wiara da pieniądze to budowa pójdzie do przodu ;) Ale już zupełnie poważnie to akurat dzisiaj spotkałem pewną panią, która zapytała o księdza Lucjana Gierosa. W najbliższy poniedziałek będzie 6. rocznica jego śmierci, ale akurat ona nie wiedziała, że już nie żyje. Oczywiście wspomniałem jej o rondzie księdza Lucjana i utworzonej Fundacji Symfonia Młodości. Jej opowiadanie dotyczyło wrażenia jakie pozostawił w jej sercu przy pierwszym spotkaniu, a było to w 1986 roku. Ubrany w sutannę, z uśmiechem na twarzy i prezentem w dłoni. Taki energiczny i inteligentny. Znający się na sprawach budownictwa i przepisach.
Na koniec wspomniałem, że ciągle liczę na jego wsparcie w realizowanym dziele. No i chyba przychodzi czas, kiedy ksiądz Lucjan zmobilizuje swoich dawnych przyjaciół.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Umarł Przyjaciel

Dzisiaj wieczorem niebieska orkiestra zyskała kolejnego muzyka. Poszedł przygotowany. Nie śpieszył się, ale i tak zapomniał instrumentu. Piękny akordeon jeszcze nie rozumie, co się stało. Nie chcę go widzieć przed pogrzebem. Nie wiem, co mu powiedzieć. Przecież znał większość naszych spotkań. Przerywał rozmowy i domagał się czasu na głos. Będzie teraz milczał. I tęsknił za dłońmi Ryszarda.
I tak ten instrument ma lepiej, bo serce Ryszarda poznawał przez jego ręce. Nie widział jego oczu pełnych podziwu dla życia, pokory. Nie widział jego miłości do żony, dzieci i wnucząt. To nie jemu tłumaczył, jak najlepiej zapalić w piecu i czyścić ogromne kotły.
Obaj straciliśmy kogoś bliskiego. Akordeon, chociaż przyjaciel, to łzy nie uroni. Będę płakał za dwóch.

Na ostatnie pożegnanie zaintonuję ciszę, by zabrzmiały niebieskie tony.

Mam nadzieję, że przełykane łzy nie zagłuszą tego występu.

sobota, 6 kwietnia 2013

Noc Miłosierdzia

Zasadniczo Oktawa Zmartwychwstania ma osiem dni. Ale też są przecież i noce. Dzisiejsza noc była jedną z nich, w sumie ostatnią, dlatego możesz szczególną. Wszystko było zaplanowane. Symfoneo w pełnym składzie. Nie powiem, że dziewczyny się wystroiły (może nie koniecznie na tę okazję). Wcześniej modliliśmy się o "program" tej nocy. Bo przecież to pierwsza Noc Miłosierdzia, którą mieliśmy przeżyć w naszej wspólnocie parafialnej. No i stało się. Ludzie nie przyszli... tzn. nie tylu ilu byśmy się spodziewali. Gdyby nie kilka osób z różańcowego Jerycha bylibyśmy na początku sami.
Ale Dobry Miłosierny Pasterz idzie szukać jednej zagubionej owcy. I to nasze czuwanie miało coś ze spotkania jednej owcy z Pasterzem. On przecież szuka jej, aż ją znajdzie.
Dziś, o świcie, mogę powiedzieć, że było to jedno z najpiękniejszych czuwań w jakich uczestniczyłem. I mam wrażenie, że nie tylko jest to moje odczucie.

W drodze do Miłosierdzia

Wigilia Uroczystości Miłosierdzia Bożego po raz kolejny była okazją do pielgrzymowania z mężczyznami. Do Różańska dojechaliśmy busem, a dalej z miejscowymi poszliśmy piechotą. Droga niedługa, bo zaledwie 15 kilometrów (i tak już dodałem). Szło nas kilkunastu (tym razem odjąłem). W drodze modlitwa, wspomnienia, świadectwa, żarty i spotkania. O tych ostatnich dwa słowa. W Rościnie, który okazał się najrozleglejszą miejscowością na drodze spotkaliśmy panią Stanisławę. Poprosiła nas o modlitwę, a my zamówiliśmy za rok mleko do picia. Kilometr dalej zaskoczyła nas rodzina stojąca za nakrytym obrusem stołem. Na stole ciasto, pyszne kanapki ze smalcem i kiszonym ogórkiem. Czekali na nas. Rok temu dużo wcześniej słyszeli jak szliśmy, wtedy byli zaskoczeni. Tym razem przygotowali się na przyjście pielgrzymów. Pan gospodarz Henryk jest wdzięczny Bogu za cudowny powrót do zdrowia. Na głowie widać ślady operacji. A przed domem - w sumie lichym - stoi okazała, zadbana, mała kapliczka z wizerunkiem Miłosiernego. Wielu z nas pomyślało w pierwszej chwili, że ci ludzie czymś handlują. Nawet Marek zaplanował już zrobić u nich jakieś zakupy, bo kto tak na uboczu coś od nich kupi. A tu się okazało, że to nie sprzedaż, ale gratis. Tak jak z miłosierdziem, idziesz i myślisz, że będziesz musiał zapłacić, a tu wszystko "gratis", w sensie "za darmo". :)

Oczywiście doszliśmy, by znowu być zaskoczonymi przez wszystko. Czekały nas jeszcze dwa obiady, a na niektórych trzeci, bo żony przysłały sms-y, że czekają na nich z obiadem w domu.

Miłosierdzie Boże jest większe, niż człowiek potrafi to sobie wyobrazić, i niż się spodziewa.