czwartek, 30 maja 2013

Chleb na procesji Bożego Ciała

Przy drugim ołtarzu podczas dzisiejszej procesji został rozdany jej uczestnikom chleb. Kilkadziesiąt bochenków świeżego chleba "zabezpieczyła" wspólnota neokatechumenatu. Jeszcze przed samą procesją był dylemat kiedy, kto, i jak ma go rozdać. Miałem wielką ochotę wyręczyć ministrantów w powierzonym im zadaniu. I tak też się stało. Najbardziej ucieszyły mnie dwie sytuacje, w których podarowany kawałek, dosłownie kęs, chleba wywołał uśmiech na poważnej twarzy. Pomyślałem wtedy o samej procesji. Przecież najważniejszy jest Pan Jezus. To On powinien przywracać ten uśmiech, a nie podarowany, zwykły chleb. Wyobraziłem sobie przez chwilę procesję, w której kapłan niosący Ciało Chrystusa przeciska się przez tłum. Ze wszystkich stron jest oblegany. I każdy, kto tylko chce może się go dotknąć.
Ale gdy tak myślałem czoło procesji się oddalało. Ja zostałem z okruszynami na samym końcu.
Z tych medytacji trzega było szybko wrócić na ziemię, bo zepsuł się samochód z nagłośnieniem. Gdy znalazło się kilku chętnych mężczyzn do popchania busa okazało się, że może on jednak się przemieszczać. Ale przez chwilę, w tym konkretnym miejscu procesja nabrała charakteru rzeczywistego orszaku, który towarzyszył Panu Jezusowi.
Dobrze, że On szedł na początku i nie wiedział, ani smutnych twarzy, ani popsutego busa.

niedziela, 26 maja 2013

Taksówką do zakrystii

W tych ostatnich dniach jednak nie umarłem, chociaż zaniedbałem wpisy na blogu.
Nie opisałem śluby Pawła i Sylwii, chociaż im obiecałem, trudno... Nie opisałem wielu innych, ważnych wydarzeń. Ale ponieważ dni minęły, więc szkoda "odgrzewać kotlety", jak jest coś świeżego.
Wychodząc z domu katechetycznego zobaczyłem podjeżdżającą taksówkę. Od otwierającego okno kierowcy spodziewałem się usłyszeć pytanie, które często pada od taksówkarzy, czy pod dobry adres przyjechał. Tym razem padło słowo: "ja po księdza". Jak po mnie, to co tu długo czekać otworzyłem drzwi i wsiadłem widząc już znajomą twarz ministranta sprzed lat.
W tym ostatnim dniu trochę słuch mi się popsuł, bo to było "do" a nie "po". W takim razie zamówiłem kurs do zakrystii (około 100 metrów). Nie spodziewałem się, że tak długo będziemy jechać. Z taksówki wysiadłem po ponad 10 minutach. Sam nie jestem pewien, czy kierowca nie żałuje, że pozwolił mi wsiąść. Bo przyjechał w sprawie chrztu dziecka, żeby było ciekawiej nie swojego. A odjechał z zadaniem przygotowania się i swojej narzeczonej do ślubu. W którymś momencie naszej rozmowy musiałem się upewnić, że niekt nie słyszy naszej rozmowy. W końcu w taksówce jest tyle elektronicznego sprzętu. A ponieważ nikt nas nie podsłuchiwał, więc i tutaj nie napiszę szczegółów tej rozmowy.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Ruszyły mury

Nie ukrywam radości z faktu, że od 10 kwietnia ruszyliśmy z budową. Nie wiem, jak długo "pociągniemy", bo tradycyjnie wszystko zależy od... wiary. Jak wiara da pieniądze to budowa pójdzie do przodu ;) Ale już zupełnie poważnie to akurat dzisiaj spotkałem pewną panią, która zapytała o księdza Lucjana Gierosa. W najbliższy poniedziałek będzie 6. rocznica jego śmierci, ale akurat ona nie wiedziała, że już nie żyje. Oczywiście wspomniałem jej o rondzie księdza Lucjana i utworzonej Fundacji Symfonia Młodości. Jej opowiadanie dotyczyło wrażenia jakie pozostawił w jej sercu przy pierwszym spotkaniu, a było to w 1986 roku. Ubrany w sutannę, z uśmiechem na twarzy i prezentem w dłoni. Taki energiczny i inteligentny. Znający się na sprawach budownictwa i przepisach.
Na koniec wspomniałem, że ciągle liczę na jego wsparcie w realizowanym dziele. No i chyba przychodzi czas, kiedy ksiądz Lucjan zmobilizuje swoich dawnych przyjaciół.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Umarł Przyjaciel

Dzisiaj wieczorem niebieska orkiestra zyskała kolejnego muzyka. Poszedł przygotowany. Nie śpieszył się, ale i tak zapomniał instrumentu. Piękny akordeon jeszcze nie rozumie, co się stało. Nie chcę go widzieć przed pogrzebem. Nie wiem, co mu powiedzieć. Przecież znał większość naszych spotkań. Przerywał rozmowy i domagał się czasu na głos. Będzie teraz milczał. I tęsknił za dłońmi Ryszarda.
I tak ten instrument ma lepiej, bo serce Ryszarda poznawał przez jego ręce. Nie widział jego oczu pełnych podziwu dla życia, pokory. Nie widział jego miłości do żony, dzieci i wnucząt. To nie jemu tłumaczył, jak najlepiej zapalić w piecu i czyścić ogromne kotły.
Obaj straciliśmy kogoś bliskiego. Akordeon, chociaż przyjaciel, to łzy nie uroni. Będę płakał za dwóch.

Na ostatnie pożegnanie zaintonuję ciszę, by zabrzmiały niebieskie tony.

Mam nadzieję, że przełykane łzy nie zagłuszą tego występu.

sobota, 6 kwietnia 2013

Noc Miłosierdzia

Zasadniczo Oktawa Zmartwychwstania ma osiem dni. Ale też są przecież i noce. Dzisiejsza noc była jedną z nich, w sumie ostatnią, dlatego możesz szczególną. Wszystko było zaplanowane. Symfoneo w pełnym składzie. Nie powiem, że dziewczyny się wystroiły (może nie koniecznie na tę okazję). Wcześniej modliliśmy się o "program" tej nocy. Bo przecież to pierwsza Noc Miłosierdzia, którą mieliśmy przeżyć w naszej wspólnocie parafialnej. No i stało się. Ludzie nie przyszli... tzn. nie tylu ilu byśmy się spodziewali. Gdyby nie kilka osób z różańcowego Jerycha bylibyśmy na początku sami.
Ale Dobry Miłosierny Pasterz idzie szukać jednej zagubionej owcy. I to nasze czuwanie miało coś ze spotkania jednej owcy z Pasterzem. On przecież szuka jej, aż ją znajdzie.
Dziś, o świcie, mogę powiedzieć, że było to jedno z najpiękniejszych czuwań w jakich uczestniczyłem. I mam wrażenie, że nie tylko jest to moje odczucie.

W drodze do Miłosierdzia

Wigilia Uroczystości Miłosierdzia Bożego po raz kolejny była okazją do pielgrzymowania z mężczyznami. Do Różańska dojechaliśmy busem, a dalej z miejscowymi poszliśmy piechotą. Droga niedługa, bo zaledwie 15 kilometrów (i tak już dodałem). Szło nas kilkunastu (tym razem odjąłem). W drodze modlitwa, wspomnienia, świadectwa, żarty i spotkania. O tych ostatnich dwa słowa. W Rościnie, który okazał się najrozleglejszą miejscowością na drodze spotkaliśmy panią Stanisławę. Poprosiła nas o modlitwę, a my zamówiliśmy za rok mleko do picia. Kilometr dalej zaskoczyła nas rodzina stojąca za nakrytym obrusem stołem. Na stole ciasto, pyszne kanapki ze smalcem i kiszonym ogórkiem. Czekali na nas. Rok temu dużo wcześniej słyszeli jak szliśmy, wtedy byli zaskoczeni. Tym razem przygotowali się na przyjście pielgrzymów. Pan gospodarz Henryk jest wdzięczny Bogu za cudowny powrót do zdrowia. Na głowie widać ślady operacji. A przed domem - w sumie lichym - stoi okazała, zadbana, mała kapliczka z wizerunkiem Miłosiernego. Wielu z nas pomyślało w pierwszej chwili, że ci ludzie czymś handlują. Nawet Marek zaplanował już zrobić u nich jakieś zakupy, bo kto tak na uboczu coś od nich kupi. A tu się okazało, że to nie sprzedaż, ale gratis. Tak jak z miłosierdziem, idziesz i myślisz, że będziesz musiał zapłacić, a tu wszystko "gratis", w sensie "za darmo". :)

Oczywiście doszliśmy, by znowu być zaskoczonymi przez wszystko. Czekały nas jeszcze dwa obiady, a na niektórych trzeci, bo żony przysłały sms-y, że czekają na nich z obiadem w domu.

Miłosierdzie Boże jest większe, niż człowiek potrafi to sobie wyobrazić, i niż się spodziewa.

środa, 13 marca 2013

Pobłogosławiłem Papieża

Przy tylu spekulacjach przed konklawe nikt się pewnie nie spodziewał zaskoczenia. A jednak. Duch tchnie, kędy chce. Myśli nasze nie są myślami Boga. Jeszcze na kilka chwil przed ukazaniem się Franciszka I w gronie księży domyślaliśmy się imienia. Nie muszę dodawać, że nikt nie trafił. Pierwsze wystąpienie połączone z błogosławieństwem "Urbi et Orbi" też zaskoczyło.
Ojciec Święty Franciszek wielokrotnie powtarzał słowo "modlitwa". By wreszcie poprosić wszystkich o modlitwę, o błogosławieństwo. Zanim zaczął w imieniu Chrystusa błogosławić. Ile razy błogosławieństwo płynęło ze Stolicy Piotrowej? A Franciszek pokazuje również inny kierunek.
Przypuszczam, że większość komentarzy zatrzyma się na pozdrowieniu "dobry wieczór", a nie podejmą tych ważniejszych słów, jak "modlitwa" i "błogosławieństwo".
Ci wszyscy, którzy krytykują decyzje papieża i wiedzą najlepiej, jak powinien postępować - zostali zaproszeni, aby błogosławić Ojca Świętego i Stolicę Piotrową i modlić się za Niego. Tylko, czy jeszcze potrafią to czynić?