niedziela, 29 grudnia 2013

Zaskoczenie na ambonie

Przez pierwsze lata kapłańskiej posługi wszystkie kazania starałem się wcześniej napisać. Zwłaszcza takie uroczyste, ważne. O rekolekcjach to już nie wspomnę. Teraz zdarza się to już rzadziej. Przez szacunek dla wydarzenia jakim był pogrzeb śp. Stanisławy wydrukowałem tekst kazania na kartkach. Bezpośrednio przed liturgią ks. Kazimierz przekazał mi jeszcze kilka istotnych informacji o życiu swojej mamy. Wszystko pięknie poprawiłem i wydrukowałem. Niepotrzebne strony podarłem. Bardzo się zdziwiłem, gdy po Ewangelii zajrzałem do moim kartek i ... brakowało pierwszej strony. Została podarta. Były za to dwie drugie... Przez moment zastanawiałem się co było na tej pierwszej stronie... Nie było łatwo. Na mojej szczęście uczestnicy pogrzebu wcale nie oczekiwali szybkiego rozpoczęcia. Liturgia była tak podniosła, że na te pierwsze słowa mogli trochę poczekać. I poczekali. Jak to jest ważne, aby się przygotować do pogrzebu. Nawet, gdy już myślimy, że jesteśmy przygotowani, to może się okazać, że śmierć będzie zaskoczeniem.

piątek, 13 grudnia 2013

Prezent do Mikołaja

Tak musi pozostać. Mikołaj znów zgarnie całą falę serdecznych emocji wywołanych przez wymarzony upominek. A wszystko zaczęło się w Mierzynie na niedzielnej Mszy świętej. Służyłem tam pomocą duszpasterską. Akurat w tym dniu lokalne wspólnoty rozpoczęły akcję przygotowywania świątecznych paczek dla potrzebujących. Każdy z wiernych mógł wylosować los z określonym prezentem, który następnie powinien zakupić i przekazać organizatorom. Oni z kolei przekażą paczki potrzebującym. Wyciągnąłem los z koszyka marzeń. Bałem się, że może być np. telewizor plazmowy lub samochód osobowy. Na moje szczęście trafiło mi się marzenie dziewięcioletniego chłopca, który zapragnął markowych klocków do zabawy. Dziś w końcu zrealizowałem moje zobowiązanie. Najpierw szukałem takiego sklepu. W hurtowni, która nie prowadziła takich zabawek, zdobyłem telefon do właściciela odpowiedniego sklepu. Poszedłem pieszo. 20 minut w jedną stronę. Oj nie było łatwo wybrać zabawkę. Znałem tylko wiek szczęściarza. A oferta sklepu przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania. Pani w kwiaciarni starannie przygotowała paczkę. I zdążyłem ją już przekazać. Nie wiem, czy się spodoba. Nie włożyłem paragonu, więc nie ma możliwości wymiany. Gdyby się jednak okazało, że prezent był "nie trafiony" to i tak dostanie się świętem Mikołajowi, że się nie doczytał w chłopięcych marzeniach.

wtorek, 10 grudnia 2013

Nie taki anioł straszny

Jedno z dzisiejszych spotkań podsumowałbym takim stwierdzeniem: nie taki Sawka straszny, jak się maluje. Do spotkania wcale nie doszło na neutralnym ideowo terenie. Nie był to też ani konfesjonał, ani kościelna zakrystia. Miejsce spotkania jeden z nas z pewnością mógłbym nazwać swoim domem. Bo jak w domu wiszą zdjęcia "krewnych i znajomych", tak i tam nie brakowało obrazów. A jednak wychodzi na to, że to ja na tych obrazach mogłem odnaleźć wielu moich znajomych - księży. Widziałem ich, co prawda pierwszy raz (nie licząc wcześniejszych wizyt) i nie mam do końca pewności, czy w ogóle ich ktoś kiedykolwiek widział w rzeczywistości. Może żyją tylko w wyobraźni artysty. Mam nadzieję, że moja skromna postać nie stanie się kolejną muzą - natchnieniem dla jakieś szyderczej karykatury. W prezencie otrzymałem kalendarz w kopercie z ekslibris-em ponoć ulubionym. Sam nie zauważyłem, czy pan Henryk namalował najpierw rogi, czy małą aureolę nad głową swej postaci. I tak wyprzedził marketingowy szał do diabolizowania dekoracji głowy. Sprzedawcy rogów i ogonów nie pomyśleli, że może nad nimi zawisnąć aureola. Panowie diabły, rogi z głów, święty Sawka nadchodzi.

Nie wziąłem złota na wota

Ale najpierw wziąłem. Złoty różaniec ofiarowany jako wotum dla Wspomożycielki Wiernych. Historia tego różańca łączy w sobie szczerozłote dwie obrączki. Po śmierci męża Anna zdecydowała, aby przemienić małżeńskie krążki na różaniec. Od dziś będzie on przypominał o jej miłości tym, którzy dostrzegą go przy obrazie Maryi. I będzie mówić o Jednej Miłości - do Boga i człowieka. To się wydarzyło już kilka dni temu. Pewnie bym puścił to w niepamięć, gdyby nie małżeństwo, które chciało oddać jako wotum swoje małżeńskie obrączki. Od razu odmówiłem. Może kiedyś, gdyby kogoś miało zabraknąć w tym świecie. Ale na pewno nie teraz. I nie ma znaczenia, że stał się cud, że wyniki badań rokują pozytywnie na przyszłość rodzinnego życia. Te obrączki mają swoje dobre miejsce. Męża obrączka na dłoni żony, a jej obrączka na palcu małżonka. Skorzystałem z tej okazji, aby o tym przypomnieć, że noszone przez nich obrączki zostały im ofiarowane. I w takim sensie nie są ich. Może dlatego w niejednym małżeństwie jest mała afera, gdy żona spostrzega brak obrączki na dłoni męża. Stwierdza po prostu zaginięcie swojej własności. :)

czwartek, 28 listopada 2013

Mól i rdza niszczy, a złodziej kradnie...

Kolejna kradzież. Złodziej nawet nie wiedział, że najcenniejszą ukradzioną rzeczą wcale nie była spawarka. Był nią choćby ten "święty spokój" i poczucie bezpieczeństwa, że wszystko jest pod kontrolą. Ukradł jeszcze dwie godziny przeglądania monitoringu. A to na czym mu najbardziej zależało w końcu porzucił pod płotem, bo nie miał siły jej przerzucić. Na pocieszenie wieczorem moje oczy odnalazły w Piśmie świętym słowa o molu, rdzy i złodzieju. "Gromadźcie sobie skarby w niebie". Ten złodziej dobrze się wpisał w atmosferę ostatnich dni roku liturgicznego. Nasze skarby są w niebie, nie na ziemi. Ale w sumie to złodziej też w końcu mógłby zacząć gromadzić sobie skarby w niebie, a nie przez płot... Jak się spotkamy to mu to powiem.

niedziela, 24 listopada 2013

Piotr jest już w Domu

Już mija czwarty dzień od pogrzebu Piotra. Nie udało się zatrzymać choroby. Nawet przyjęty sakrament małżeństwa nie stał się magiczną różdżką. Może to jest jakaś autosugestia, ale przez te ostatnie chwile jego życia wytworzyła się między nami jakaś więź. Pewnie za krótki czas, aby nazwać to przyjaźnią. Pomimo jego odejścia wyczuwam opiekę i pomoc z jego strony. Kilka przyziemnych (dosłownie) spraw nabrało sensownego kształtu. Nasze spotkania z Piotrem, gdy jeszcze miał siły, najczęściej miały miejsce gdzieś w okolicach budowanego kościoła. Tutaj krzyżowały się nasze drogi. Tutaj rozmawialiśmy o krzyżu i nadziei. Dzisiaj to taki mały zaułek cierpiących z nadzieją i wierzących w miłość, której śmierć nie rozdzieli. To jest Twoje miejsce, Piotrze, przy naszym Sanktuarium.

piątek, 8 listopada 2013

Ślubowali do końca życia

To nie była zwykła para i ślub też nie mógł być zwykły. Aby złożyć sobie przysięgę małżeńską spotkali się, jak zwykle w domu. Kilka lat znajomości sprawiło, że nie musieli się zbytnio stroić. Panna młoda nie zdążyła założyć welonu i uszyć pięknej sukni. Pan młody też o garnitur się nie postarał. Przystrojeni w Boże Miłosierdzie, w obecności dorosłej córki i serdecznej sąsiadki wypowiadali te niby dobrze znane słowa. "Ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci". Panu młodemu łatwiej było to powiedzieć, był pierwszy. Pannie młodej słowa zatrzymały się w gardle. A może zbyt wiele łez popłynęło i na chwilę słowa w sercu się zatrzymały, aby tam nabrać siły i mocy. Łez było wiele. Pomieszały się. Szybko postępująca choroba nowotworowa nadała dynamiki temu co jeszcze nie tak dawno wydawało się dalszą przyszłością. Zdążyliśmy. Ceremonia zakończona. Pocałunek nowożeńców. Toast cukierkami z alkoholem. Gorzkie by były gdyby młodzi ich nie posłodzili. "Sto lat" odśpiewane. Tylko ten złośliwiec, dla oczu nie widoczny, nie rozumie sensu tej miłości, nie rozumie tej przysięgi. I pewnie wszystko niedługo popsuje. Ale nie odbierze radości małżeńskiego życia z Bożym błogosławieństwem. Właśnie lecą cenne jego sekundy, minuty i godziny. Lat pewnie nie będzie. Ale jak warto żyć dla jednego dnia, tak warto kochać dla jednej chwili. Dziękuję Bogu, że mogłem usłużyć tej miłości.