czwartek, 9 sierpnia 2012

Byłem na wakacjach

Nazwa "wakacje" jest trochę na wyrost. Ale jakby nie patrzeć miałem możliwość spojrzenia na Szczecin z innych perspektyw.
Pierwszą z nich była parafia w Nakle. Tam, pożegnaliśmy Mamę naszego współbrata Leszka. Msza żałobna odbyła się w kościele, który zainteresował mnie swoimi wymiarami. Ponad 20 metrów wysokości od podłogi do sufitu. Chciałbym już widzieć sufit naszego szczecińskiego Sanktuarium św. Jana Bosko. ...
Moje "wakacje" objęły krótkie spotkanie ze współbraćmi w Pile. Odwiedziłem również krewnych w Budzyniu. Mam tam swój pokój w mieszkaniu nestorki naszego rodu - Cioci Heleny. Jak zwykle kochana Ciocia chciała mnie ugościć czymś "wileńskim". Tym razem był to "grzybek litewski" na śniadanie. Pomimo wielokrotych wizyt na Litwie i Wileńszczyźnie byłem zaskoczony przyrządzonym daniem. To nieprawdopodobne jak nazwa potrawy może pasować do niej samej.
Na budzyńskim cmentarzu zmówiłem wieczorny pacierz. Ku mojemu zaskoczeniu, co drugi grób rozświetlały płonące znicze. Szczerze mówiąc nie znam bardziej zadbanego cmentarza. Na tym cmentarzu jest cały "las", którzy przesadzony z wileńszczyzny na tzw. ziemie odzyskane, tutaj znalazł miejsce spoczynku. Babcia, jej siostra, brat. Prababcia, której oczywiście nie mogłem znać. Dziadek w tym gronie znalazł się dzięki ekshumacji po blisko 40 latach od śmierci. Czasami żałuję, że nie ma tam grobu moich rodziców.
W drodze powrotnej odwiedziłem Kasię i Roberta. Tak przypadkowo, akurat dokładnie w ósmą rocznicę ich ślubu (dobrze, że są kalendarze w telefonach). Tak często ich obmawiam, że tym razem już nic nie powiem. Tylko tyle, że trójka ich dzieciaków rośnie jak na drożdżach. W Gorzowie znalazłem jeszcze chwilę, aby pomodlić się i pobłogosławić Barbarę i jej męża. Spotykamy się cyklicznie, raz na osiem lat. ;) Ale wiem, że każdego dnia pani Basia modli się za mnie.
No i jestem znowu w domu... w Szczecinie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz