piątek, 3 sierpnia 2012

Poprowadziłem trzy pogrzeby

Pan Stefan, Pani Marianna i Pani Wanda. To ich dziś pożegnałem wspólnie z bliskimi. Każde pożegnanie było inne. Dwa połączone z Eucharystią.
Ilekroć zaczynam taką Mszę świętą liczę na pełny udział jak największej ilości obecnych osób. Liczę, liczę. No i często się nie doliczam. Nie powiem, że to tym razem się wydarzyło. Czasami próbuję sobie wyobrazić, np. babcię, która przez kilkanaście lat czyniła cuda dla swoich kochanych wnuczków. Wspierała duchowo i materialnie. Była zapewniana laurkami pisamymi i mówionymi o tym, że jest najukochańszą babunią. A gdy przychodzi dzień pożegnania to te same wnuki, nie mające żadnych obiektywnych przeszkód, nie zdobywają się na odwagę, aby przystąpić do spowiedzi i przyjąć Komunię Świętą. Co ta babcia, lub dziadek powie tym wnukom, kiedy będzie im za kilkadziesiąt lat otwierał bramy "domu Ojca" razem ze świętym Piotrem? No i co oni im odpowiedzą?
Do tematu pogrzebu wrócę jeszcze, ..., jak dożyję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz